niedziela, 30 czerwca 2013

Prawdziwych przyjaciół poznaje się...

Czasem tak jest, że patrzy się na okładkę i coś w niej pociąga, a potem okazuje się, że to bardzo dobra książka. Tak było i tym razem. Rut Moabitka, krewna Boga to zapis konferencji, wygłoszonych przez bpa Grzegorza Rysia podczas XXIII Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej. Biskup Ryś, interpretując Księgę Rut, wskazuje, że jest to księga opowiadająca przede wszystkim o wiernej i bezinteresownej miłości.
Taką miłością kocha przede wszystkim Bóg - Ten, który pozwala doświadczyć konsekwencji grzechu, ale i wziąć w obronę słabych, a nawet znieść ustanowione przez siebie prawa, aby nagrodzić dobroć i czystość serca, to On wreszcie potrafi wyprowadzić błogosławieństwo z najtrudniejszych historii życiowych. Bóg jest naszym obrońcą, ponieważ poczuwa się do pokrewieństwa z nami. Robi to z potrzeby serca (...). Nie dlatego nas broni, że ma w tym interes; nie dlatego nas pomści, że na tym zyska; On jest poruszony więzami pokrewieństwa z nami. Musi wziąć nas w obronę, bo jest naszym krewnym. To już nie jest Bóg prawa. To już nie jest tylko Bóg przykazań, Bóg przymierza...
Wierną, bezinteresowną miłością kocha bohaterka Księgi, Rut (jej imię znaczy zresztą "przyjaciółka"). Decyduje się pozostać przy swojej owdowiałej teściowej: Nie nalegaj, abym ciebie zostawiła i dalej za tobą nie szła. Bo gdziekolwiek pójdziesz, ja pójdę, gdziekolwiek będziesz mieszkać, ja będę mieszkać, twój lud będzie moim ludem i twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam i ja umrę i tam będę pogrzebana. Niechaj mnie Pan dotknie i jeszcze doda, jeżeli nie śmierć tylko rozłączy mnie z tobą. Tak naprawdę wie dobrze, że Izraelici są wrogo nastawieni do Moabitów, że przyszłość dwóch samotnych kobiet w tamtych czasach rysuje się w czarnych barwach, że mogłaby - tak jak radzi jej Noemi - wrócić do swojej rodziny. Ale - jak to powie później św. Jan Ewangelista - prawdziwa miłość usuwa lęk.
Czystą i bezinteresowną miłością potrafi kochać także Booz. To on rozumie, że przykazania nie zostały ustanowione dla samych przykazań, ale dla obrony najsłabszych (dlatego widząc ubogą Rut, zbierającą kłosy za żniwiarzami, uczula swoje sługi, aby jej nie odganiali, a nawet dyskretnie podrzucali jej lepsze kłosy - bo prawo mówiło, aby w trakcie żniw nie zbierać wszystkiego do ostatka właśnie ze względu na tych, którzy nic nie mają). To on jest gotów przyjąć  na siebie wypełnienie obowiązku lewiratu, czyli wykupu ubogich krewnych - mimo że, jak zwraca mu uwagę jeden z kuzynów, nic na tym nie zyska, a wręcz straci.
Rut i Booz to pradziadkowie króla Dawida. Czy może dziwić, że stał się on tak wielkim przyjacielem Boga, skoro czystej i bezinteresownej miłości uczył się na ich kolanach?

bp Grzegorz Ryś, Rut Moabitka, krewna Boga, eSPe, Kraków 2013.

czwartek, 27 czerwca 2013

Z bliźnim się można zabliźnić

Bracia z Bronksu to - lekko stylizowana na Kwiatki św. Franciszka - opowieść o Franciszkanach Odnowy, posługujących w miejscach, które stały się symbolem przemocy i ubóstwa (nie tylko materialnego). Szaleńcy Boży (Pan Bóg posługuje się wariatami), do końca ufający Bożej Opatrzności (jak choćby w sprawie zakupu domu dla ubogich... za dolara), sami niejednokrotnie mający za sobą bardzo trudną przeszłość (zob. np. opowieści braci Marcusa i Francisa), wychodzą do tych, którzy nie potrafili (nie chcieli?) odnaleźć się w społeczeństwie: bezdomnych, prostytutek, narkomanów, chorych psychicznie, trudnej młodzieży. I choć czasem zakonnicy mają wrażenie, że nie do końca potrafią kochać swoich ubogich, to jednak oni nazywają ich inaczej: to więcej niż bracia. Interpretując ikonę krzyża z kościoła św. Damiana - Chrystusa, wzywającego pod swój krzyż każdego, kto czuje się słaby, mały, poniżony - bracia pokazują, gdzie jest Źródło owego szaleństwa miłości.
Wszystkim wahającym się, tkwiącym w grzęzawiskach miasta Chrystus wydaje się mówić: "Nie bójcie się. Przyjdźcie do Mnie, jestem cichy i pokornego serca. Przyjdźcie, wy, ubodzy, maluczcy, wy wszyscy, którzy płaczecie. Ja wam dam odpoczynek i pocieszenie".
Tłum różnobarwny, pochwycony przez krzyż, skąpany w świetle chwały.
Stopniowo ta rzesza ludzi wchodzi we fresk miłości i współczucia. zastyga i sama staje się żywą ikoną na wieczność.
Z ran Zmartwychwstałego, z Jego stóp, z Jego dłoni, z Jego przebitego boku wypływają źródła wody żywej. Świetlista fala zalewa ulice, spływa wzdłuż fasad. Pod tym zdrojem błogosławieństwa miasto jaśnieje nowym blaskiem...

Luc Adrian, Bracia z Bronksu, Serafin, Kraków 2009.

sobota, 22 czerwca 2013

Idzie wiosna

Ostatnie dni, żeby zgłosić się na Przystanek Jezus (zapisuj się, kto może!). W zeszłym roku byłam na - poprzedzającym to wydarzenie - Kongresie Nowej Ewangelizacji i od tej pory na Przystanek mnie ciągnie. Może kiedyś wreszcie wyruszę. Nigdy tam nie byłam, zupełnie nie czuję się na siłach - ale jeśli to jest pragnienie od Boga, to wcale się nie zdziwię, jeśli za rok, dwa wsiądę w pociąg do Kostrzyna.
Sam Kongres był wydarzeniem niezwykłym. Pokazał, że Bóg może posłużyć się tym, co małe, pozornie bezsilne. Ciekawe było zestawienie najpierw głosu socjologów, którzy przedstawiali sytuację Kościoła w liczbach - może nie zawsze radosną - i biskupów, którzy mówili o nim z punktu widzenia osób, które chcą tworzyć wspólnotę z Bogiem i z ludźmi. Dane liczbowe: katolików w naszym kraju jest 96%, z czego 40% chodzi w niedzielę do kościoła, 15% przystępuje do komunii świętej, 8% jest w ruchach czy wspólnotach (pół miliona), z czego tylko 4% twierdzi, że jest aktywnych. Ale w grupach dzielenia mogliśmy się przekonać, co Pan Bóg robi przez te parę procent: rekolekcje charyzmatyczne, kerygmatyczne, młodzieżowe, ewangelizacja środowisk twórczych, warsztaty dla katechetów, ewangelizacja uliczna, działalność wydawnicza, koncerty itd... Wiele osób podczas Kongresu mogło na nowo rozradować się swoją wiarą i zapalić do ewangelizacji.
Jednym z zaproszonych gości był właśnie bp Grzegorz Ryś, człowiek wielkiego intelektu, ale i wielkiego serca. Dlatego byłam ciekawa wywiadu z nim - i nie zawiodłam się. Biskup przedstawia Kościół jako wspólnotę wiernych - ma też doświadczenie prowadzenia różnorakich wspólnot czy uczestniczenia w ich spotkaniach. Wspólnota jest dla niego miejscem wzrostu dla chrześcijanina, środowiskiem wiary, które go umacnia, ale i weryfikuje (jak można zobaczyć w trzech cytowanych świadectwach, będących swoistym przerywnikiem między tematami wywiadu). Za słowa o wspólnotach dla osób niepełnosprawnych, posługujących w stylu Arki Jeana Vaniera, mogłabym go ozłocić:
K. S.: Vanier podkreślał też często, że do tej pory ludzie Kościoła wychodzili do niepełnosprawnych z intencją, "żeby ich ubogacić". Vanier tę relację odwraca, stawia ją na głowie...
G. R.: Na nogach! Wszystko stało na głowie, a on postawił to na nogi. [pogrubienie moje]
Nowe ruchy w Kościele są nie tylko dla świeckich, którzy chcieliby głębiej przeżywać swoją wiarę, ale może nawet przede wszystkim dla kapłanów. Sam wcześniej, zanim zostałem biskupem, nigdzie poza ruchami nie miałem wrażenia, że słucha się mnie tak intensywnie (...). Dla kontrastu opowiem, jak niegdyś głosiłem kazania pasyjne dla kleryków (...). Doświadczenie zupełnie niezapomniane. Wchodzisz na ambonę i widzisz trzysta par oczu, a w każdej czytasz: "No, zobaczymy, czy masz coś do powiedzenia" (...). Głosząc im Słowo, trzeba naprawdę stanąć na wysokości zadania, żeby odkryli, że to nie żadne ćwiczenia z homiletyki, że właśnie przeżywamy coś istotnego w wierze. Stoimy, i ja, i oni, wobec Słowa skierowanego do nas. Albo każdy z nas znajdzie na nie odpowiedź, albo je odrzuci.
Najważniejsza jest bowiem dla bpa Rysia odpowiedź człowieka na Słowo, którym jest Chrystus. Dlatego własnie przypomina o nieustannej potrzebie nawrócenia, modlitwy oraz o obowiązku ewangelizacji, konkretnych działaniach, zarówno we wspólnotach, jak i w parafiach. Zwraca też uwagę, aby nie oczekiwać łatwych owoców. Wskazuje na potrzebę równowagi pomiędzy Urzędem Nauczycielskim Kościoła (z prawdziwą zresztą fascynacją potrafi przytaczać i  interpretować dokumenty teologiczne) a działaniem charyzmatycznym.
Kościelna wiosna to spotkanie z człowiekiem żywej wiary, kierującym czytelnika na jedną Osobę. Jedyne, czego się boję, to własnych grzechów. I możliwego zgorszenia. Tego się boję. Ale znam też lekarstwo. Więcej: Lekarza!

bp Grzegorz Ryś, Krystyna Strączek, Kościelna wiosna, Znak, Kraków 2013.

A na koniec coś przyjemnego dla ucha - hymn zeszłorocznego Przystanku Jezus:




niedziela, 16 czerwca 2013

On jest

Wczoraj byłam u przyjaciółki, która ma ośmiomiesięczną córeczkę. Malutka jest bardzo radosna i widać, że ma w sobie poczucie bezpieczeństwa. Bawiła się na podłodze, gdy G. na chwilę wyszła do kuchni, wołając do córci: "Ja jestem!". Kiedy wróciła, powiedziałam do niej: "Wiesz, myślę, że Pan Bóg nieprzypadkowo przedstawiał się właśnie takimi słowami...".
Dlatego cieszę się, że teraz kapłani czy katecheci coraz częściej zamiast mówić o tym, co "musimy i powinniśmy", przekazują doświadczenie Boga żywego. O takich rozmowach  pisze też w swojej książce ks. Michał - ale nie tylko o tym. Ten bowiem, kto spotka żywego Boga, nie może milczeć. Dlatego właśnie książka o tym, żeby nie bać się charyzmatów, żeby przyjąć te dary i nimi służyć (bo nie zostały nam dane dla ozdoby, ale abyśmy mogli wspomóc innych); zachęta do ewangelizacji. Autor zwraca także uwagę na relacje we wspólnotach i pokusy, jakie dotykają ich członków (zwłaszcza zazdrość i narzekanie), wskazując na wdzięczność jako lekarstwo. Przede wszystkim zachęca jednak do zaufania Duchowi Świętemu - który jest Bogiem wiernym, Bogiem miłości, niejednokrotnie zaskakującym, ale zawsze obecnym. (...) świadomość obecności Ducha Świętego sprawiła, że zacząłem się zmieniać. Nie trzeba nic więcej poza przekonaniem, że On jest pośród nas, że towarzyszy ci w każdej sytuacji twojego życia - czy cierpisz, czy śmiejesz się, upadasz czy wstajesz, On jest obok ciebie. działa w twoim sercu, napełnia je odwagą i siłą do walki, podnosi cię, uzdrawia twoje rany. A przede wszystkim: objawia ci Jezusa. (...) Żyć w Duchu Świętym to doświadczać Jego obecności dzięki widzialnym znakom, które czyni. (...)
Ulubionym miejscem działania Ducha Świętego jest serce człowieka. Nie znajdziesz Go w sklepie czy na łące, nie znajdziesz w wyjątkowym sanktuarium, do którego pojedziesz, jeśli nie poszukasz Go w swoim sercu; będziesz tylko całe życie błądzić i wypatrywać. A wszystko zależy od ciebie: musisz tylko odważyć się otworzyć serce i powiedzieć: "Duchu Jezusa, objaw się w moim sercu"...

ks. Michał Olszewski SCJ, Żyć w Duchu Świętym, eSPe, Kraków 2012.

czwartek, 13 czerwca 2013

Jeden duch i jedno serce

Ostatnie odkrycie w naszej wspólnocie - książki ks. Michała Olszewskiego. Czytam już kolejną - a do tej przeczytanej zachęcam. Autor pisze ze swadą człowieka zakochanego w Bogu, sakramentach, Kościele - a jednocześnie z cudownym poczuciem humoru zwraca uwagę na niewłaściwe postawy, które rodzą się w człowieku, od dłuższego czasu podążającym drogami wiary i chcącym służyć Panu. Opierając się na słowie z Dziejów Apostolskich (Dz 2,42-47) pokazuje, w jaki sposób naśladować pierwszą wspólnotę chrześcijan. Kroczenie tą drogą nie obywa się bez walki, a we wspólnotach charyzmatycznych - wbrew pozorom - nie może zabraknąć roztropności i rozeznawania. Książka jest świadectwem Bożego działania, ale i zachętą, aby chrześcijanin przez własną słabość (np. zazdrość czy egoizm) nie stał się antyświadectwem. A przecież jeżeli człowieka nie podprowadzimy na spotkanie z żywym Bogiem, to choćbyśmy mu wytłumaczyli wszystko z detalami, i tak dla niego to będzie jakiś "czeski film". Jeśli sam się nie przekona, że Bóg istnieje, że Bóg jest żywy i że to, czego mamy przestrzegać, ma sens w Bogu, w którego wierzy (...) to będą dla niego jakieś urojenia. (...) Nie zrozumiesz chrześcijaństwa, nie zrozumiesz przykazań Bożych i Pisma Świętego, póki nie spotkasz żywego Boga.

ks. Michał Olszewski SCJ, Bóg daje charyzmaty, eSPe, Kraków 2013

sobota, 8 czerwca 2013

Płuca Europy

Kolejna książka o. Macieja Jaworskiego, przedstawiająca świadectwo wiary mieszkańców jego ukochanej Rwandy i Burundi. Ojciec karmelita przedstawia nie tylko znane już historie Sług Bożych Dafrozy i Cypriana czy Męczenników Braterstwa z Buta. To także opowieści o zwykłych ludziach, którzy mimo niewyobrażalnego cierpienia potrafili zdobyć się na przebaczenie. To zwierzenia kobiety, z oddaniem opiekującej się dzieckiem osoby, która chciała ją zabić. To opowieść o nauczycielkach, które oddały życie w obronie swoich uczennic. To wspomnienia o kapłanach, którzy zostawali przy swych owcach do końca, aż do śmierci z wyczerpania. To świadectwo o ludziach, którzy wbrew wszystkiemu zachęcali do pojednania i miłości.
O. Maciej nawiązuje do metafory, użytej przez Jana Pawła II, przedstawiającej Afrykę jako płuca Europy - nie zapomina jednakże o diagnozie przedstawionej przez Benedykta XVI, który wskazał, że owe płuca zaczynają być zawirusowane... Także tam dociera materializm, absurdy administracyjne, prowadzące do coraz większego ubożenia społeczeństwa, polityka kontroli urodzeń. Do tego dochodzą jeszcze nieustannie podsycane konflikty plemienne. A jednak w tak trudnych warunkach młody rwandyjski Kościół niejednokrotnie wydaje niezwykłe owoce.
Papież mimo pojawiających się wirusów widzi w Afryce płuca, które oddychają, są znakiem życia, wiary i nadziei. Kto więc jest bogaty, a kto naprawdę biedny w świecie? Myślę, że dla porządku myślowego należałoby te kategorie przemyśleć na nowo. Zarówno uważający się za bogatych powinni pomyśleć o swojej biedzie duchowej, jak i nominalni biedni winni przemyśleć, jakiego bogactwa pragną i czy warto w każdym calu naśladować zamożny świat.

o. Maciej Jaworski OCD, Kwemera, czyli wierzyć, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2012.

wtorek, 4 czerwca 2013

U nas w Rwandzie

Wszystko zaczęło się od... porządków w muzeum i spojrzenia dziecka z fotografii. Dzisiaj o. Maciej pisze "u nas w Rwandzie". A w "jego Rwandzie" nie jest łatwo... Powojenne rany są wciąż kultywowane (taka jest też polityka rządu), skrywa się ubóstwo, utrwala mentalność ofiary. A z drugiej strony jest tam tak wielu ludzi, którzy nie stracili ducha (np. widząca Natalie z Kibeho, Natasza, zajmująca się dziećmi chorymi na AIDS, Marguerite Barankitse, opiekująca się już ponad... dziesięcioma tysiącami sierot). Ojciec Jaworski przedstawia też sylwetki męczenników rwandyjskich i ugandyjskich (choć o nich będzie szerzej w innej książce, która już wkrótce wpadnie w moje ręce :)).
Jednakże Spojrzenie z serca Afryki to nie tylko książka o cierpieniu. To przede wszystkim duża dawka duchowej mądrości (ach, ci karmelici...), okraszona niezwykłym poczuciem humoru. Z utęsknieniem czekam na kolejną książkę autora.

o. Maciej Jaworski OCD, Spojrzenie z serca Afryki, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2008.