środa, 25 maja 2016

O wszystkim pamiętam i wszystko będzie dobrze


Mój kolega przejął za mnie pewne zadania i obiecał, że zrobi. I tak oto wystawiliśmy się oboje na niezłą próbę cierpliwości - widziałam, że ich nie wykonuje, więc już mnie nosiło, w końcu zaczęłam marudzić, przypominać, a jego "Spooooko, zrobi się" albo "Jooo, o wszystkim pamiętam i wszystko będzie" wcale mnie nie uspokajało. Nagle patrzę, a dziś już pierwsza część została wykonana. Przesłałam wirtualną kawę w podziękowaniu i... zaczęłam się zastanawiać nad swoim zaufaniem Bogu. Ostatecznie kolega mógł się nie wywiązać, sam jest urobiony, to tylko człowiek - ale Bóg nie rzuca słów na wiatr. Czy wierzę Mu, chociaż nie widzę, żeby pewne rzeczy się zmieniały? Czy przyjmuję, że On o wszystkim pamięta, o wszystko się troszczy i w Jego wykonaniu na pewno wszystko będzie dobrze?



Słucham tego ostatnio i słucham...

Ze wszystkich dobrych obietnic, które Pan uczynił domowi Izraela, żadna nie zawiodła, lecz każda się spełniła.
Joz 21,45

wtorek, 24 maja 2016

Wszystko Tobie oddać pragnę...


Małgosia z Miasta na górze zainspirowała mnie do pewnej opowieści. Było to wiele, wiele lat temu. Po długim czasie bezrobocia znalazłam w końcu pracę, ale... na peryferiach miasta, na zmiany (także na nocki, a droga powrotna, jeśli autobus uciekł, była naprawdę niebezpieczna), no i dużo poniżej moich możliwości. Skończyć studia, napisać jedną z najlepszych prac na wydziale, żeby wylądować gdzieś jako portierka - super. W dodatku w naszej pracy był mobbing... a pracowałam tam półtora roku.
Któregoś dnia mój kolega przyniósł do pracy "Gościa Niedzielnego" z artykułem o znamiennym tytule: "O człowieku, któremu nic się nie udało". "O, to coś dla mnie" - pomyślałam z ironią. I wsiąknęłam. Artykuł dotyczył brata Karola de Foucauld - zbliżała się jego beatyfikacja. Zaczytywałam się potem we wszystkim, co dotyczyło brata Karola, siostry Magdaleny i Małych Sióstr. Nie, nie mam powołania zakonnego - ale ta wizja sióstr zakonnych z doktoratem, zamiatających ulice...
Brat Karol napisał piękną modlitwę o zawierzeniu Bogu Ojcu i od pewnego momentu modliłam się nią w drodze do pracy, żeby jakoś przeżyć kolejny dzień, wytrzymać mimo paraliżującego lęku. I stało się tak, że straciłam tę pracę (zresztą z kilkorgiem moich przyjaciół). Tylko że już się nie bałam bezrobocia. Miałam poczucie, że jestem w Bożych rękach, że jest nade mną Ktoś silniejszy. Pracę znalazłam po miesiącu, a potem, kiedy kończyła się jedna, znajdowałam drugą. Teraz już od wielu lat mam stałą - choć nie zarabiam wiele, ale lubię to, co robię, a Bóg się troszczy.
Ale kiedy modliłam się, powierzając się Bogu Ojcu, stało się jeszcze coś - odkryłam Jego miłość. Wiedziałam, że Bóg jest miłością. Ale tylko wiedziałam. Wtedy coś się zmieniło. Tej miłości było tak dużo, że zmieniła się także relacja z moim tatą. Byłam w stanie odnosić się do niego inaczej, bo braki jego miłości zalał Swoją miłością Bóg Ojciec... a właściwie przelał, w nadmiarze. Nie musiałam już żebrać o miłość człowieka, który sam był poraniony i mógł dać tylko to, co mógł, bo otrzymałam o wiele więcej. Tata też się zmienił. Nie mówię, że po latach ta relacja jest idealna. Ale jest inna. Jak mówił św. Jan od Krzyża - "Gdzie nie ma miłości, połóż miłość, a zdobędziesz miłość".
Kiedy kombinuję coś na własną rękę, często spotykam mur. Mój Ojciec niebieski uczy mnie, żeby przestać działać po swojemu, oddać wszystko Jemu, a puzzle się ułożą, często niemal natychmiast. Cudownie jest móc oddać się w Jego ręce.

Ojcze, powierzam się Tobie. 
Uczyń ze mną, co zechcesz. 
Cokolwiek uczynisz ze mną, dziękuję Ci. 
Jestem gotów na wszystko, 
przyjmuję wszystko, 
aby Twoja wola spełniała się we mnie 
i we wszystkich Twoich stworzeniach. 
Nie pragnę nic więcej mój Boże. 
W Twoje ręce powierzam ducha mego, 
z całą miłością mojego serca. 
Kocham Cię i miłość przynagla mnie, 
by oddać się całkowicie w Twoje ręce, 
z nieskończoną ufnością, 
bo Ty jesteś moim Ojcem.

bł. Karol de Foucauld

niedziela, 15 maja 2016

Krok wiary




Dzisiaj mieliśmy Marsz dla Życia i Rodziny. Prognozy pokazywały, że będzie lać. Nawet nie padać - lać. Godzinę przed marszem dzwonię do ludzi i pytam, czy przyjdą - no i całą gromadą jednogłośnie stwierdziliśmy, że przychodzimy, co tam. Może Pan Bóg się zlituje i ta takie wydarzenie rozpędzi chmury... a jak nie rozpędzi, to i tak przyjdziemy. Kiedy marsz ruszył - wyszło słońce. Czasem trzeba zrobić krok wiary. Albo więcej.
Półtora godziny chodzenia, śpiewania, świadectw, rozmów. Widziałam rodzinkę z miasteczka 40 km stąd - u nich nie ma marszu... jeszcze :) Nasze przedszkolaki w koszulkach malowanych ręcznie przez jedną mamę. Pełno rodzin z dziećmi, ale nie tylko. Taka radosna ewangelizacja. A nie poszłabym, gdyby nie kolega, który gdzieś tam zaczepił na FB - bo zwykle głoszenie Chrystusa to takie małe rzeczy. Może ktoś popatrzył na tych pozytywnych wariatów i coś zaczęło się w nim dziać.
Kiedy wracałyśmy z koleżanką do domu, nad naszym osiedlem już wisiały ciemne chmury...

Według wiary waszej niech wam się stanie!
(Mt 9,29)

wtorek, 3 maja 2016

Panna wierna


Zdj. ze strony polskiekrajobrazy.pl

Kiedy z koleżanką z podstawówki śmigałyśmy po naszych wioskach na rowerach, starałyśmy się skrzętnie omijać zgromadzonych  na modlitwie przy kapliczkach. Cóż, młody był człek...
Wczoraj trafiłam na majowe (u nas, w mieście) - stara melodia, pieśni śpiewane dawno temu w mojej rodzinnej parafii. Poczułam się, jakby Mama chciała, żebym wreszcie przestała latać w tę i z powrotem i usiadła Jej na kolanach. "Panno roztropna..." - Mamuś, potrzebuję roztropności!... "Panno czcigodna..." - ech, że też mnie ciągle kochasz przy moich wyskokach... "Panno wierna..."
Mój tata opowiadał, jak to kiedyś zbierali się na majowe u niego na wsi: przy krzyżu przy ich domu, na drugim końcu wsi i jeszcze przy figurze pośrodku wioski. Rodziny były wielodzietne: u nich szóstka rodzeństwa, gdzieś tam czwórka, piątka. Jak wszyscy zaczęli śpiewać, to niosło się naprawdę daleko.
To były czasy komuny, lata 60. - pewnie ktoś miał nieprzyjemności w pracy czy w szkole. A oni i tak śpiewali. Jak Paweł i Sylas w więzieniu. Chociaż może nawet nie myśleli, że to tak wygląda.

Błogosławiona jesteś, córko, przez Boga Najwyższego,
spomiędzy wszystkich niewiast na ziemi,
i niech będzie błogosławiony Pan Bóg,
Stwórca nieba i ziemi
(...)
Twoja ufność nie zatrze się aż na wieki
w sercach ludzkich wspominających moc Boga.
Niech to sprawi tobie Bóg, abyś była wywyższona na wieki
i ubogacona w dobra,
bo nie szczędziłaś swego życia,
gdy naród nasz był upokorzony,
ale przeciwstawiłaś się naszej zagładzie,
postępując prawą drogą przed Bogiem naszym.

(Jdt 13,18.19-20)