czwartek, 31 maja 2018

On żyje


Parę lat temu miałam operację bioder i myślałam, że się nie podźwignę. Byłam tak słaba, że zemdlałam, leżąc i rozmawiając przez telefon z koleżanką. Podczas pionizacji robiłam się malowniczo zielona i padałam na łóżko. Żeby wyjść ze szpitala, trzeba było pokonać o kulach korytarz i trzy schodki, a ja nie mogłam nawet marzyć o dojściu do drzwi od pokoju, chociaż łóżko miałam tuż obok. Nic nie pomagało. Miałam wrażenie, że ta operacja nie miała sensu i że będzie tylko gorzej i gorzej.
Któregoś razu w środku tygodnia na salę przyszedł ksiądz z Panem Jezusem. Zapomniał przyjść w niedzielę :) Przyjęłam komunię i wiedziałam, że coś się wydarzy - chociaż nie wiedziałam, co. Za to z miejsca poprawił mi się humor, zaczęłam nucić TGD (chociaż tego dnia w dalszym ciągu nie wstawałam).
Następnego dnia rehabilitant przyszedł na salę, a ja wzięłam kule i ruszyłam. O kulach, ale pewnie. Przez cały korytarz.
Potem było jeszcze parę operacji. Dzisiaj mogę robić różne dziwne rzeczy - np. latać z aparatem i uwieczniać świętowanie Bożego Ciała na Starówce.

Twoja cześć, chwała, nasz wieczny Panie,
Na wieczne czasy niech nie ustanie...

piątek, 25 maja 2018

Odsupłane


Różnych mamy ludzi we wspólnocie - jedni idą za Panem kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat, a inni ponawracali się całkiem niedawno i ze zdumieniem odkrywają w Kościele różne skarby. Jedna z tych świeżynek opowiadała, jak to niedawno zaczęła się modlić nowenną do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły. Spodobała jej się bardzo, więc pełna zapału postanowiła pomodlić się za swoją siostrę o to, coby rzuciła papierosy. I udało się - siostra przestała palić. Zwróciła się więc do drugiej: "Za ciebie też się o to pomodlę!" "O, nie, nie, nie! Możesz się modlić o coś innego! Papierosów nie zamierzam rzucać!". D się zgodziła i powiedziała nowennę w innej intencji. Po czym jej druga siostra... rzuciła papierosy.

Chrześcijanin nie ma żadnego powodu, aby być smutnym, a ma wiele, aby być radosnym. 
św. Ignacy Loyola.

wtorek, 22 maja 2018

Ciąg dalszy o braciach


Jakiś czas temu dostałam wymarzoną pracę w mediach ewangelizacyjnych. Roboty jest sporo, ale lubię to. Wcześniej miałam przynaglenie, żeby prosić św. Józefa o pracę - chociaż miałam te swoje pół etatu i jakieś korekty z różnych źródeł. Potem przyjaciele przypomnieli o nowennie do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły (polecam, zwłaszcza jak relacje się sypią). W międzyczasie byłam na mszy w intencji rychłej beatyfikacji ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego. Proboszcz przypomniał, żeby prosić ks. Wicka o różne rzeczy i wierzyć, że on wymodli. "No księże Wicku! Pracę u ks. Pawła!" - westchnęłam. Nie minęło kilka dni, gdy będąc na rekolekcjach dostałam sms, cobym napisała z nich reportaż. A potem wszystko potoczyło się lotem błyskawicy... Pierwszego dnia wchodzę do pracy, a na biurku u szefa obrazek Frelichowskiego. Kochany brat!

Jakiś czas temu, siedząc w kościele pw. św. Józefa, marudziłam jego patronowi, że ciągle mi przepadają pielgrzymki do Kalisza. Poprosiłam, żeby coś z tym zrobił, po czym... zapomniałam o tej prośbie. Ale nie św. Józef. Wczoraj ks. Paweł wchodzi do pracy i mówi: "Wtedy i wtedy diecezjalna pielgrzymka do sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Obecność obowiązkowa!" :)

Gdy nadejdzie czas mej łaski, wysłucham cię,
w dniu zbawienia przyjdę ci z pomocą.
Iz 49,8