sobota, 23 listopada 2019

Yo look so much better...


Od kilku dni trawię coś ciężkiego. Któregoś dnia jestem na Mszy św. i idę do komunii smutna. Za mną przez cały kościół podąża jakaś kobiecina. Ale jak fałszuje! Czegoś podobnego nigdy nie słyszałam! A ona raz zawyje do jednego ucha, raz do drugiego, i tak na zmianę. Pod koniec już nie mogłam przestać się śmiać.

Pan Jezus najwidoczniej chciał, żebym spotkała się z Nim uśmiechnięta.



poniedziałek, 11 listopada 2019

Na końcu świata


Spacer fotograficzny w dawnym przygranicznym miasteczku. Miało być 8 km, wyszło 10, bo nasz przewodnik, wiedziony miłością do swojej małej ojczyzny, tak się rozpędził, że chciał nam pokazać wszystko. Stare domy. Groble. Psy i koty. Zardzewiały ciągnik o ksywie "Mariusz". Pałacyk, w którym teraz jest szkoła. Krasnale w przydomowych ogródkach (względnie żaby). Zegar na wieży kościoła. Zaniedbany cmentarz prawosławny (i ten zdziwiony wzrok mojego kolegi protestanta, że jako katoliczka przeżywam, że jest zniszczony i nie chcę komuś wdepnąć na omszałą mogiłę). Pogiętą strzałkę wskazującą odległość do domu znanego - przynajmniej mojemu pokoleniu - poety. Najdłuższy dworzec w Europie. A na dworcu bibliotekę, a w niej stare zdjęcia: rodzina z gromadką dzieci, kobieta w jasnej sukience przy drewnianym ganku, kolejarze z wąsami...

- Tak, widziałam takie stare zdjęcia w Warszawie - mówi koleżanka, które opowiadam o naszej wyprawie.

Ale duże miasta są znane. A trzeba poznać tych ludzi z małych miejsc. Powiedzieć im, że ich historia też jest cenna. Nawet jeśli kiedyś byli ważnym miastem przygranicznym, a teraz są podupadającą mieściną.

Gołąbko ma, [ukryta] w zagłębieniach skały,
w szczelinach przepaści,
ukaż mi swą twarz,
daj mi usłyszeć swój głos!
Bo słodki jest głos twój
i twarz pełna wdzięku.
Pnp 2,14

niedziela, 10 listopada 2019

Historia święta



Pamiętam swoje początki we wspólnocie, kiedy przez długi czas twierdziłam, że nic nie potrafię. Kiedyś kolega podsumował: "Tak... bo na wszystkich Duch Święty zstąpił, tylko ciebie jakoś ominął". Pomogło mi dopiero czytanie i pisanie o świętych. Zwariowane historie, każda inna. Zestawy flegmatyków i choleryków, ludzi z kochających rodzin i takich, którzy musieli nieźle się natrudzić, żeby normalnie funkcjonować.

Mój dziadek skończył tylko parę lat podstawówki, potem musiał pomagać rodzicom. I chociaż nauczyciele prosili, żeby posyłali Czesia do szkoły - nie dało rady. Sam nauczył się grać na skrzypcach, po pracy w polu czytał Sienkiewicza. Mówił, że w szkole najbardziej lubił historię i "historię świętą". Podręcznik do religii ze starymi  rycinami - właśnie ta "Historia święta" - stał się potem ulubioną lekturą wnuków, które przyjeżdżały na wakacje. Opowieści o patriarchach, prorokach, apostołach i ich przyjaźni z Najwyższym działały na wyobraźnię.

I chociaż na jakiś czas ich czar został przyćmiony, to Autor historii świętych postanowił napisać nowe.

Uważajcie - jest bardzo twórczy i lubi nawiązywać przyjaźnie ;)