niedziela, 5 sierpnia 2018

Zakaz narzekania


Uśmiałam się wczoraj z siebie. A było to tak.

Lubię robić zdjęcia na uroczystościach w małych parafiach - atmosferę rodzinności (szczególnie jeśli w dodatku widać kilka znajomych twarzy), rowery pod płotem, grupki młodych, rodziny z dziećmi, proboszczów znających parafian od małego. Wczoraj robiłam zdjęcia w takim małym gronie - ale chociaż parafia niewielka, fotografów przybyło sporo. Była dziewczyna z parafii, był pewien dwumetrowy fotograf, który jest wszędzie, było dwóch chłopaków z miejscowych mediów - wiadomo, każdy chce wykonać swoją pracę, ale stara się jednocześnie, żeby drugiemu nie zasłaniać. A zwłaszcza jak ma dwa metry przy moim wzroście Małej Tereski (naśladując świętych Karmelu mam - podobnie jak ona - 158 cm) - za taką malizną można stanąć i też się zrobi. Ale był fotograf, który doprowadzał mnie do szewskiej pasji - latał, krążył, skakał, wszystkim właził w kadr w najbardziej newralgicznym momencie. No miałam mordercze instynkty na jego widok.

Po uroczystościach wszyscy zostaliśmy zaproszeni na grilla, więc gadam sobie z kierowniczką parafialnego chóru, którą okazała się być moja znajoma z warsztatów gospel. Nawet miałam się poskarżyć na tego szalonego dokumentalistę, ale w międzyczasie zmieniłyśmy temat, a potem D oddaliła się z drugą koleżanką po coś do picia. Za chwilę D mnie woła: "Kawusiowo, muszę ci kogoś przedstawić! To mój narzeczony!". Domyślacie się, kogo mi przedstawiła :)

Cóż, narzeczony kierowniczki parafialnego chóru może wszystko!

Nie sprzeczaj się z człowiekiem potężnym,
abyś przypadkiem nie wpadł w jego ręce. 
Syr 8,1

wtorek, 24 lipca 2018

Podnieś śmiecia


Siedzimy dzisiaj w redakcji, gdy nagle przychodzi mail od pewnego stowarzyszenia, zachęcającego w trakcie Wielkiego Postu do podejmowania różnych wyzwań. Stowarzyszenie śle do różnych organizacji podziękowania za promowanie ich akcji. Różne strony czy stowarzyszenia robią takie wyzwania. Akurat tegoroczne mnie nie zachwyciło.
Ja: No, promowało się ich... ale co to za duchowe wyzwania? "Podnieś śmiecia..."
Tedy nasz szef poczuł, że teraz on dostał wyzwanie:
- Poczekaj... Spójrz na to z innej strony. Są osoby, które traktujemy jak śmieci. Widzisz bezdomnego, narkomana, pijaka? Uśmiechnij się dzisiaj do niego, porozmawiaj, dodaj nadziei. Nie traktuj jak śmiecia. Podnieś "śmiecia"! Masz z kimś na pieńku? Nie traktuj go dzisiaj z góry, bądź życzliwa! Podnieś "śmiecia". Czujesz się jak śmieć?...
Ja: Idź na adorację i weź ze sobą Pismo Święte...
Ksiądz: ...albo idź do spowiedzi. Podnieś "śmiecia"! No, i odtąd śmieć już nigdy nie będzie dla ciebie taki sam :)

Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.
Mk 2,17


poniedziałek, 9 lipca 2018

Łóżko piętrowe


Przyjaciele ze wspólnoty długo czekali na dzieci, ale w końcu się doczekali prawdziwego wysypu. Mają czterech synków - w dodatku chłopcy wymyślają już imiona dla potencjalnych sióstr. No bo jak to tak bez siostry? 
Kiedy chłopców było dwóch, rodzice wstawili im do pokoju łóżko piętrowe. Przy pojawieniu się trzeciego trzeba było pomyśleć o kolejnym piętrze. A co teraz? "Tato" - mówi ten najstarszy - "musimy kupić wyższe mieszkanie, bo pięterko dla A. się nie zmieści!"
Czasem jesteśmy jak dzieci - mówi mój kolega. Wiemy, że coś jest nie tak i prosimy Pana Boga o rozwiązanie - dokładnie takie, jak sobie wymyśliliśmy. Tylko takie mieści się w naszej głowie. Czwarte pięterko. Nie wpadniemy na to, że trzeba poszukać mieszkania... które będzie miało więcej pokoi. 

Sprawię, że niewidomi pójdą po nieznanej drodze,
powiodę ich ścieżkami, których nie znają,

ciemności zmienię przed nimi w światło,
a wyboiste miejsca w równinę.
Oto są rzeczy, których dokonam
i nie zaniecham. 
Iz 42,16


niedziela, 8 lipca 2018

Podróż za jeden uśmiech




Post z dedykacją dla Ruttki :)

Będzie już z dziesięć lat, jak napisałam artykuł o Karolinie Kózkównie. A przy okazji się z nią zaprzyjaźniłam - bo, jak zeznawali świadkowie podczas procesu beatyfikacyjnego, "jej nie dało się nie lubić". Powiedziałam sobie wtedy, że kiedyś na pewno pojadę do niej do Zabawy. Jestem z północnej Polski, nie mam samochodu ani prawka, po drodze były operacje bioder, różne problemy finansowe - ale i tak wiedziałam, że pojadę.
W zeszłym roku mieliśmy zlot po ewangelizacji nadmorskiej... w Krakowie. To był rok, w którym świętowano 30-lecie beatyfikacji Karolinki - rozdawało dziewczę prezenty. Pewien chłopak napisał, że przy okazji pobytu w Krakowie wybrałby się do Zabawy (czyli okolice Tarnowa). Zgłosiłyśmy się z koleżanką, że chętnie się zabierzemy, chociaż właściwie go nie znałyśmy, bo ewangelizował w innej grupie. W ostatniej chwili okazało się, że koleżanka nie pojedzie. No ale ja nie mogłam sobie darować spotkania z Karolinką.
I tym oto sposobem po dziewięciu latach mogłam spełnić swoje marzenie. Spoglądałam ukradkiem, czy kolega nie patrzy i... całowałam ściany tego domu - czyste wariactwo. Przeszliśmy trasę jej męczeństwa, byliśmy też na mszy i spotkaniu modlitewnym w sanktuarium. Kolega wziął za przejazd jakieś grosze (zresztą jeździł tak strasznie, że gwoli sprawiedliwości mogłabym potrącić ;))

Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia Twego serca. 
Ps 37,4.

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Kajaki


Zaprzyjaźniona wspólnota pojechała na spływ kajakowy. Rzeczka nie za głęboka, ale za to odcinek z zakrętami, a w dodatku jakiś czas przed ich wyprawą była burza i nie wszystkie powalone drzewa zostały sprzątnięte. Pytamy, jak było. "Suuuper!". 
Już na początku deszcz ich zmoczył, po którymś zakręcie w kilka kajaków wpadli na takie właśnie powalone drzewo. Jedna osoba przepłynęła dołem i wyszła na brzegu, a potem inni zabrali ją, żeby się przebrała. Znajomy walczył z kajakiem, który coraz bardziej napełniał się wodą, w końcu doholował go w jakieś płytsze miejsce... tylko mało przyjemne jeśli chodzi o zapachy. Przebrał się w coś suchego, wypłynął i w tym momencie lunął deszcz. Ale na koniec wyszło słońce, wszyscy się wysuszyli i cali i zdrowi dopłynęli do celu. "No mówię wam, jaki reset!"

W KAŻDYM położeniu dziękujcie!
1 Tes 5,18

czwartek, 31 maja 2018

On żyje


Parę lat temu miałam operację bioder i myślałam, że się nie podźwignę. Byłam tak słaba, że zemdlałam, leżąc i rozmawiając przez telefon z koleżanką. Podczas pionizacji robiłam się malowniczo zielona i padałam na łóżko. Żeby wyjść ze szpitala, trzeba było pokonać o kulach korytarz i trzy schodki, a ja nie mogłam nawet marzyć o dojściu do drzwi od pokoju, chociaż łóżko miałam tuż obok. Nic nie pomagało. Miałam wrażenie, że ta operacja nie miała sensu i że będzie tylko gorzej i gorzej.
Któregoś razu w środku tygodnia na salę przyszedł ksiądz z Panem Jezusem. Zapomniał przyjść w niedzielę :) Przyjęłam komunię i wiedziałam, że coś się wydarzy - chociaż nie wiedziałam, co. Za to z miejsca poprawił mi się humor, zaczęłam nucić TGD (chociaż tego dnia w dalszym ciągu nie wstawałam).
Następnego dnia rehabilitant przyszedł na salę, a ja wzięłam kule i ruszyłam. O kulach, ale pewnie. Przez cały korytarz.
Potem było jeszcze parę operacji. Dzisiaj mogę robić różne dziwne rzeczy - np. latać z aparatem i uwieczniać świętowanie Bożego Ciała na Starówce.

Twoja cześć, chwała, nasz wieczny Panie,
Na wieczne czasy niech nie ustanie...

piątek, 25 maja 2018

Odsupłane


Różnych mamy ludzi we wspólnocie - jedni idą za Panem kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat, a inni ponawracali się całkiem niedawno i ze zdumieniem odkrywają w Kościele różne skarby. Jedna z tych świeżynek opowiadała, jak to niedawno zaczęła się modlić nowenną do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły. Spodobała jej się bardzo, więc pełna zapału postanowiła pomodlić się za swoją siostrę o to, coby rzuciła papierosy. I udało się - siostra przestała palić. Zwróciła się więc do drugiej: "Za ciebie też się o to pomodlę!" "O, nie, nie, nie! Możesz się modlić o coś innego! Papierosów nie zamierzam rzucać!". D się zgodziła i powiedziała nowennę w innej intencji. Po czym jej druga siostra... rzuciła papierosy.

Chrześcijanin nie ma żadnego powodu, aby być smutnym, a ma wiele, aby być radosnym. 
św. Ignacy Loyola.

wtorek, 22 maja 2018

Ciąg dalszy o braciach


Jakiś czas temu dostałam wymarzoną pracę w mediach ewangelizacyjnych. Roboty jest sporo, ale lubię to. Wcześniej miałam przynaglenie, żeby prosić św. Józefa o pracę - chociaż miałam te swoje pół etatu i jakieś korekty z różnych źródeł. Potem przyjaciele przypomnieli o nowennie do Matki Bożej Rozwiązującej Węzły (polecam, zwłaszcza jak relacje się sypią). W międzyczasie byłam na mszy w intencji rychłej beatyfikacji ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego. Proboszcz przypomniał, żeby prosić ks. Wicka o różne rzeczy i wierzyć, że on wymodli. "No księże Wicku! Pracę u ks. Pawła!" - westchnęłam. Nie minęło kilka dni, gdy będąc na rekolekcjach dostałam sms, cobym napisała z nich reportaż. A potem wszystko potoczyło się lotem błyskawicy... Pierwszego dnia wchodzę do pracy, a na biurku u szefa obrazek Frelichowskiego. Kochany brat!

Jakiś czas temu, siedząc w kościele pw. św. Józefa, marudziłam jego patronowi, że ciągle mi przepadają pielgrzymki do Kalisza. Poprosiłam, żeby coś z tym zrobił, po czym... zapomniałam o tej prośbie. Ale nie św. Józef. Wczoraj ks. Paweł wchodzi do pracy i mówi: "Wtedy i wtedy diecezjalna pielgrzymka do sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Obecność obowiązkowa!" :)

Gdy nadejdzie czas mej łaski, wysłucham cię,
w dniu zbawienia przyjdę ci z pomocą.
Iz 49,8