W niedzielę wracaliśmy z posługi w pewnej przeuroczej wsi - czuwanie przed Zesłaniem Ducha Świętego, potem jeszcze oprawa mszy świętych w niedzielę. I inne rzeczy, bo ja np. nie śpiewam :) Siedzimy w piątkę w jednym samochodzie, gadamy, modlimy się. Koleżanka kierująca co jakiś czas przypomina, żeby za nią westchnąć, bo pada, jest ślisko, samochód mały, a ona nie jest jakimś superkierowcą.
Tymczasem leje coraz mocniej, a kiedy przejeżdżamy przez pewne miasteczko, zaczyna się oberwanie chmury. Wycieraczki nie nadążają odbierać deszczu, widoczność praktycznie zerowa. Nagle A. woła: "W Imię Jezusa, deszczu, idź precz od mojego samochodu!". Dalej leje. Więc A. znowu: "Powiedziałam! W Imię Jezusa, deszczu, idź precz od mojego samochodu!" - i robi krzyżyk, po czym skręca w kolejną uliczkę. A tam.... nie pada. Przez dalsze 40 km po prostu nie pada.
Oczywiście, można powiedzieć, że to normalne, że tak się zdarza, że chmura ma jakiś zasięg... ale czemu akurat tam?
I wziął płaszcz Eliasza, który spadł z góry od niego, uderzył wody, <lecz one się nie rozdzieliły>. Wtedy rzekł: "Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza?" I uderzył wody, a one rozdzieliły się w obydwie strony. Elizeusz zaś przeszedł środkiem.
2 Krl 2,14
I o to chodzi!
OdpowiedzUsuńCóż za wspaniała chwila. Bo trzeba mieć wiarę jak ziarnko gorczycy. A góra przesunie się. I chmura jak widać też..
OdpowiedzUsuńA komentarz koleżanki był taki: "Brawa dla Pana Jezusa!" :)
OdpowiedzUsuń