poniedziałek, 25 września 2017

Smak nieba


W minioną sobotę posługiwaliśmy ze wspólnotą w wiejskiej parafii. Eucharystia i wieczór uwielbienia późno w nocy, a kościół pełen. Wiedziona moim bzikiem musiałam oczywiście poznać historię parafii i zdębiałam.
W XVI wieku cała wieś przeszła na protestantyzm (zapewne z woli właściciela wioski). Kilka razy do roku przyjeżdżał do nich pastor z pobliskiego miasteczka, coniedzielne czytania prowadził miejscowy nauczyciel - i to wszystko. Oczywiście, są też inne uwarunkowania takiej masowej konwersji, ale pomyślałam sobie o tym, że zwyczajnie nie wiedzieli, co tracą.  Dziedzic wsi być może znał łacinę, więc mógł rozumieć język liturgiczny, w którym była sprawowana msza święta - mieszkańcy na pewno nie. Komunię świętą świeccy przyjmowali rzadko, kilka razy do roku. To nie te czasy, kiedy można będąc przejazdem w Gdańsku, Włocławku, Warszawie wpaść gdzieś na chwilę adoracji - zresztą wówczas w Toruniu wszystkie kościoły (oprócz dominikańskiego) były przejęte przez protestantów, a adoracja eucharystyczna nie była aż tak popularna wśród prostych chłopów.
Kilka wieków później dawna ewangelicka świątynia (bardzo skromna, a w trakcie wojny jeszcze splądrowana) jest wypełniona po brzegi ludźmi, którzy gromadzą się na Eucharystii i na adoracji. Którzy wiedzą, co mogą stracić. I zwyczajnie tego nie chcą. 

Na cóż, powiedzcie, pozbawiać się tego, za czym dusze wasze tak bardzo tęsknią?
Syr 51,24

2 komentarze:

  1. moi przodkowie, na przykład, przeszli z protestantyzmu (dokładnie ewangelicko-augsburskiego) na katolicyzm tylko dlatego, żeby się żenić z katoliczkami, bo ładne były. Przed soborem małżeństwa mieszane nie wchodziły w grę.

    W każdym razie: większości ludzi naprawdę niespecjalnie zależy na tym, jakiego są wyznania. :P

    OdpowiedzUsuń