Ostatnio robię korektę książki o kapłanach mojej diecezji. W większości męczennicy. I kolejni niebiescy przyjaciele.
Kiedyś siedziałyśmy w pracy, za oknem plucha, a my z koleżanką bez parasolek, poprosiłam więc ich o modlitwę, bo w końcu musimy jakoś wyjść. I kiedy skończyłyśmy pracę, wyszło słońce.
Niedawno znów podobna sytuacja, więc proszę ich o modlitwę. Wychodzimy, a tu jednak siąpi. "Frelichowski się na ciebie obraził" - śmieją się ze mnie współpracownicy, znając moje przywiązanie do naszego toruńskiego błogosławionego.
- Frelichowski? Na mnie? Eeee, tam!
Kiedyś myślałam, że skoro otrzymuję za wstawiennictwem druha Wicka mnóstwo drobnych błogosławieństw, to on coś ode mnie chce. Książkę, artykuł, cokolwiek. Ale w końcu doszłam do wniosku, że nic nie chce. Jest w niebie, wpatruje się w Boga. A miłość Boża jest zupełnie bezinteresowna.
No, chyba że CHCE mi o tym przypomnieć :)
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń