sobota, 28 stycznia 2017

Największa jest miłość


Wczoraj w duszpasterstwie akademickim było spotkanie z ks. biskupem, podsumowujące ćwierćwiecze diecezji. Pomyślałam, że to będzie interesujące, ale... nie wiem, czy to kwestia postawionych pytań (rzeczywiście, stawiający je student trochę fruwał w obłokach), czy tego, że o pewnych poważnych sprawach gość nie chciał mówić - dość, że było bardzo ogólnikowe. Tak można mówić o każdej diecezji. A ja chciałabym wiedzieć, jak rozbudzić nasze miasto? Co zrobić, żeby w diecezji było więcej zakonów klauzurowych (jest tylko jeden dom!)? Jak trafić do tych, którzy są na Boga obojętni? 
Wracaliśmy z kolegą od stronki i - niestety - wzięło nas na narzekanie. Trochę na spotkanie, trochę na to, co się dzieje (a raczej nie dzieje). A po powrocie do domu na modlitwie przypomniały mi się słowa: "Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?" (Łk 24,17) - i parsknęłam śmiechem. Doprawdy, najważniejsi w diecezji, cały świat zreformujemy :). Jest jeszcze Pan Bóg nad tym wszystkim, a On, wbrew wszelkim czarnym wizjom, działa, i to potężnie. 
Trzeba nam wrócić do pierwotnej Miłości. Najpierw On, relacja z nim, potem się wszystko ułoży. Każde działanie.

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
(1 Kor 13,1-3)