poniedziałek, 22 lutego 2016

Drzewo Życia


Fot. http://www.parafiaswietegojakuba-torun.pl/

Z okazji rekolekcji w jednej z parafii naszego miasta są relikwie Krzyża Świętego. Wyobrażacie sobie? On sam dotykał tego Drzewa... Ono jest świadkiem Męki i Śmierci mojego Pana... Musiałam pojechać, to nic, że na koniec miasta. Ksiądz w ramach wprowadzenia (bo to była akurat niedzielna msza św. dla dzieci) zapewniał, że możemy prosić o wszystko - ale miałam wrażenie, że owszem, mogę tak zrobić, ale i tak dostanę jeszcze więcej. Teraz czekają mnie bardzo intensywne miesiące, już czuję ciężar tej pracy. A On przychodzi w relikwiach Swojego Krzyża, by na samym początku powiedzieć mi: "Chodź do Mnie, jestem blisko. Pamiętaj, cokolwiek się będzie działo, jestem blisko. Rozumiem cię najlepiej, kocham cię najbardziej. Nigdy cię nie opuszczę".

Wracając autobusem przez miasto miałam wrażenie, jakbym wracała z wyprawy po skarb. I patrząc na mijane bloki myślałam sobie: ilu ich mieszkańców dzisiaj się po niego wybierze? Ilu z nich w ogóle wie? Tak, są strony internetowe, które o tym informują. Różne wspólnoty powstają jak grzyby po deszczu. Wieczory chwały, koncerty uwielbienia, ewangelizacje uliczne - a z drugiej strony ciągle mało tych, którzy mówią o skarbie. Z trzeciej jednak strony - przecież kiedy pewien chłopiec przyniósł Jezusowi małą porcję jedzenia, już On się zatroszczył o to, żeby nakarmić pięć tysięcy zgłodniałych mężczyzn (nie licząc kobiet i dzieci). Wystarczyło.

A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy nad nimi błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi. Jedli i nasycili się wszyscy, i zebrano jeszcze dwanaście koszów ułomków, które im zostały.
(Łk 9,16-17).


niedziela, 21 lutego 2016

Matka Włóczęga

Bardzo dobra powieść biograficzna (a gdzieś już pisałam, że na ogół nie lubię takich powieści)! Zarówno dla tych, którzy chcieliby poznać św. Teresę z Awila, jak i dla tych, którzy ją znają - ci drudzy przynajmniej nie będą się denerwować, że autorkę za bardzo poniosła wyobraźnia (nawet w zarysie historycznym nie ma jakichś strasznych uchybień). Grażyna Pawlaczyk umiejętnie wplata nauczanie słynnej mistyczki o drogach modlitwy i etapach życia wewnętrznego (motyw mapy i zamków), pokazuje, jak bardzo była zasłuchana w słowa Chrystusa - nie zapominając o jej słynnym poczuciu humoru i staniu mocno na ziemi. Autorka opisuje rozwój młodego zakonu, powstawanie kolejnych fundacji (czemu nieraz towarzyszyły przeciwności - ale i moc Boża), narodziny różnych karmelitańskich powołań.
Czyta się lekko, lektura wciąga. Jestem ciekawa, co o niej sądzą znajome karmelitanki bose.

Grażyna Pawlaczyk, Czcigodna Matka Włóczęga, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2015.

Zwyczajni

Teraz już się raczej nie patrzy na świętych jako na bezgrzeszne istoty, stojące gdzieś na piedestale, które już w dzieciństwie w piątki odmawiały sobie mleka matki itp. Obecnie przedstawia się ich raczej jako świadków - świadków miłosierdzia i Bożej mocy. Historie ich nawrócenia i życia okazują się fantastyczną nauką i zachętą dla nas, tutaj. Dlatego tytuł nie do końca komponuje mi się z treścią. Autor zebrał różne mniej i bardziej znane historie z życia świętych (ciekawostka: ks. Podlejski przez wiele lat pracował w Austrii, więc niektóre znane Polakom cytaty oddaje trochę inaczej - tak, jak brzmią w tłumaczeniu niemieckim), ale wbrew pozorom nie świadczą one o ich mniejszej świętości, raczej o zdrowym rozsądku, autoironii, wolności wewnętrznej. Pokazuje więc na przykład św. Katarzynę Laboure (o której nikt nie wiedział, że to ta słynna wizjonerka od Cudownego Medalika), z wdziękiem... szorującą nocniki i karmiącą kury czy też Wincentego Pallottiego, który chcąc wyspowiadać zagorzałego ateistę, przebrał się za starą babę i tak długo rozśmieszał chorego, że w końcu lody zostały przełamane, ksiądz się zdekonspirował, a mężczyzna postanowił pojednać się z Bogiem. Autor pisze też o cierpieniu, którego święci niejednokrotnie doświadczali - nieporozumieniach, upokorzeniach. Nie znosili ich swoją mocą - był Ktoś, kto ich umacniał.

ks. Zygmunt Podlejski, Święci (nie)święci, Wydawnictwo Księży Sercanów, Kraków 2001.

sobota, 20 lutego 2016

Mam wszystko


Na placu przed kościołem zbierają się grupy młodych, wkrótce wieczór chwały związany z przygotowaniami do Światowych Dni Młodzieży. Stoimy ze znajomymi trochę starszymi... no dobrze, jesteśmy dużo od nich starsi... ale wielbić Boga można w każdym wieku. Szczególnie w XXI.
Kolega: Ma ktoś chusteczki?
Ja: Mam! - szperam w damskiej torebce i oczywiście znajduję - Ja mam wszystko!
K: He, he - WSZYSTKO?! To może masz taki obiektyw, który chcę kupić?

A mówiąc "wszystko" uświadomiłam sobie, że na początku tego miesiąca zastanawiałam się, za co go przeżyję. Ale przecież mam Kogoś, kto się troszczy - i niczego mi nie brakło. Tak mi powiało św. Pawłem, św. Janem od Krzyża, św. Teresą z Awila...

...jakby smutni, lecz zawsze radośni, jakby ubodzy, a jednak wzbogacający wielu, jako ci, którzy nic nie mają, a posiadają WSZYSTKO.
(2 Kor 6,10)



czwartek, 18 lutego 2016

Śliczny, ładny i uroczy


Na peryferiach pewnego miasta są obok siebie trzy małe uliczki: Śliczna, Ładna i Urocza. Ani chybi jakaś urzędniczka wymyślała te nazwy. Już mali chłopcy nie patrzą na to, czy zabawkowy samolot albo samochód jest ładny - on ma być szybki!

A że Pan Bóg nas kocha z tymi różnicami, więc niejednokrotnie zachwyca mnie Jego poczucie humoru. Jechałyśmy kiedyś na rekolekcje z materiałami ewangelizacyjnymi, wydawanymi przez nasza wspólnotę. Organizatorzy poprosili, żebyśmy wzięły ze sobą składany stół, bo u nich z pewnością nie będzie. Ale dziewczyny, z którymi się wybierałam, były na takiej posłudze po raz pierwszy i... cały bagażnik zapakowały swoimi walizami. Cóż, dopchnęłyśmy jeszcze materiały na stoisko, a stół się oczywiście nie zmieścił. Ruszyłyśmy jednak w siną dal, modląc się po drodze, żeby Pan Bóg w Swojej opatrzności coś wymyślił.

Dojeżdżamy do miejsca rekolekcji, ale porządkowi mówią, że stołu nie ma. Co tu zrobić? 250 km od domu, nikogo w tym mieście nie znam... Idę przez korytarz, widzę stoiska różnych wydawnictw, stoły mają lepsze czy gorsze, ale mają. Modlę się tedy: "Panie Boże, skoro nas tu przysłałeś, to na pewno masz jakieś rozwiązanie. Dziękujemy Ci już teraz za ten ŁADNY stół, który dla nas znajdziesz". Nagle patrzę, a porządkowi niosą jednak dla nas jakiś składany stół. Duży, ale i... nowy, czysty, zadbany. Nikt takiego nie miał.

Panie, przenikasz i ZNASZ mnie...
(Ps 139,1)

piątek, 12 lutego 2016

Więcej


W ten weekend moja wspólnota organizuje duże rekolekcje. Zaraz się zbieram i już mnie nie ma. Ale chciałam się jeszcze czymś podzielić: wchodzę dzisiaj rano na FB, a tam moja polonistka z podstawówki cieszy się, że jej trzeci syn został inżynierem. Pierwsza wiadomość tego dnia. Ucieszyłam się, bo... wiedziałam o jednym synu. Nasza polonistka była świetną nauczycielką, ale przez wiele lat  nie mogli mieć z mężem dzieci. Kiedy kończyliśmy szkołę, okazało się, że jest w stanie błogosławionym - a teraz właśnie dowiedziałam się, że Pan Bóg pobłogosławił w ten sposób jeszcze nie raz!

To bardzo dobra wiadomość na rozpoczęcie rekolekcji - że kiedy Pan Bóg daje, czyni to hojnie, dając o wiele więcej, niż możemy się spodziewać. No, to ciekawe, co się będzie działo...

niedziela, 7 lutego 2016

Posłuchaj

Książka, którą czytałam przed bardzo wielu laty i cieszę się, że do niej wróciłam. Kilkanaście lat temu wydawało mi się, że jest przeznaczona bardziej dla kapłanów (bo do nich siostra jest posłana; przytacza na przykład niezwykłe świadectwa mocy modlitwy przedszkolaków w intencji księży, którzy przeżywają kryzys powołania). Teraz jednak wydaje mi się, że jest to świadectwo dla każdego - przede wszystkim o tym, jak ważne jest słuchanie, modlitwa, bliska więź z Jezusem. Siostra opowiada też o wewnętrznej walce, którą musiała stoczyć, nim przyjęła dar uzdrawiania. A także o własnym uzdrowieniu.

A z historii związanych z opatrznością Bożą (i z autorką książki): nasza wspólnota organizuje w ciągu roku różne rekolekcje, czasem z miejscowymi kapłanami, czasem z gośćmi z daleka. Siedzi kiedyś małżeństwo z naszej wspólnoty w kaplicy w Łagiewnikach i tak wzdycha: "Fajnie by było kiedyś zaprosić do nas siostrę Briege...". "Ty, czy tam przed nami... to nie jest siostra Briege?!". Okazało się, że to rzeczywiście była ona - przebywała akurat w Polsce. Podeszli, zaprosili - co z tego wyniknie, nie wiemy, ale może prędzej czy później i te rekolekcje dojdą do skutku. W końcu, jak mawiał brat Albert: "Opatrzność Boża obmyśla najdrobniejsze szczegóły".

Briege McKenna, Cuda się zdarzają, Verbinum, Warszawa 2003.

sobota, 6 lutego 2016

Zatopiony

W związku z rosnącą popularnością o. Charbela bałam się, że to kolejna książka w stylu: "Ooooo... cudotfuuurcaaaaa... ". Świętym zresztą też takie ujęcie nie odpowiada - od razu przypominają się Paweł i Barnaba w Listrze, którzy widząc, że Grecy chcą ich obwołać bogami, odpowiedzieli: "Jesteśmy ludźmi, my także podlegamy cierpieniu!"
Cierpieniu podlegał sam o. Charbel, wybierając dobrowolnie nie tylko umartwienie, polegające na małej ilości snu, ciężkiej pracy czy niezwykle skromnych posiłkach. Pozwalał, aby postępowano z nim tak, jakby był niewolnikiem wszystkich - nie tylko przełożonych, ale współbraci czy nawet świeckich służących na klasztornych polach. Przez niektórych traktowany jak ostatni naiwny - przez Boga, w którego był zasłuchany, traktowany niezwykle serio, obdarzony darem kontemplacji i uzdrawiania. Zresztą jego głęboka pokora i posłuszeństwo były wyraźnym znakiem - autorzy, rzetelnie podchodząc do biografii świętego, wskazują, że niestety, w klasztorach daleko było od atmosfery miłości i braterstwa. Jak bardzo był tam potrzebny łagodny, pokorny brat, zatopiony w modlitwie, nie prowokujący kłótni, a jeśli trzeba upomnieć - robiący to z wyrozumiałością i poczuciem humoru.
Autorzy umieszczają wiele świadectw, między innymi kobiety, cudownie zoperowanej przez dwóch - nieżyjących już wtedy - świętych: ojców Charbela i Marona (o. Charbel był pustelnikiem wyznania maronickiego). Sparaliżowana matka dwunastki dzieci i troskliwa synowa mogła dzięki temu wrócić do normalnego funkcjonowania. A jednak najbardziej ujęło mnie w tej scenie uzdrowienia to, że św. Maron poprawiał chorej poduszki i podawał wodę do picia... Zaświaty przyszły na świat i kręcą się wokół nas...

o. Jean Skandar, Marie-Sylvie Buisson, Święty Charbel. Pielgrzym Wieczności, Esprit, Kraków 2015.