czwartek, 31 października 2013

Co wyrośnie z urwisa

Jest teraz akcja na Facebooku, która mi się nawet podoba - aby w okolicach Wszystkich Świętych zmienić swoje zdjęcie profilowe na ikonę lub zdjęcie świętego patrona. Zaroiło się tedy od Piotrów, Wojciechów, Agnieszek... Moja patronka na swoim zdjęciu ma tak fantastyczny uśmiech, że gdyby nie uszy, to chyba byłby dookoła głowy. Kolega wstawił św. Józefa. Gapię się na ten obraz i myślę: "Dlaczego św. Józef robi konfesjonał?". W końcu doszłam do wniosku, że to jednak co innego. Ale mógłby być i ten konfesjonał, w końcu święci nieraz mieli genialną intuicję, sięgającą poza ich czasy.
Tak to właśnie jest z książką dla dzieci, napisaną przez św. Urszulę Ledóchowską i drukowaną początkowo w odcinkach w latach 1937-39. Co prawda malowniczo opisywane realia dotyczą lat 30. XX wieku, ale pewne sytuacje, o których pisze autorka, zdarzają się dzisiaj - jak napisała we wstępie Irena Bylicka, dziś nazwalibyśmy Olka, bohatera powieści - eurosierotą. Poza tym dorosłemu czytelnikowi nasuwają się pytania (które pewnie św. Urszuli, fascynatce pracy z młodzieżą, spędzały sen z powiek) - w jaki sposób przeprowadzić człowieka od złego ku dobremu? Skąd w ogóle bierze się zło w sercu? Jak doprowadzić do przemiany, jeśli człowiek w swojej przewrotności szuka tylko tego, co dla niego dogodne i nie potrafi być wdzięcznym? Jak duży jest wpływ środowiska na czyjeś postępowanie? Co zrobić, aby zdobyć zaufanie kogoś, kto został bardzo zraniony? Jak wyjść z roli ofiary i wziąć odpowiedzialność za własne życie?
Święta Urszula pokazuje, że ofiarowane dobro powraca, nieraz jeszcze większą falą, mówi też jednak o tajemnicy cierpienia. Dlatego lektura przeznaczona jest raczej dla starszych dzieci. A zakończenie utworu potrafi wzruszyć.

św. Urszula Ledóchowska, Z urwisa bohater, Edycja Św. Pawła, Częstochowa 2009.

niedziela, 27 października 2013

Lek na całe zło

Czytanie książek i robótki ręczne mogę teraz wykonywać jedynie ciemną nocą, bo trafiło mi się coś do korekty - żebym tylko jeszcze rozumiała, o czym gość pisze (fizyka z wyższej półki) :). Wczoraj późną nocą sięgnęłam więc po coś lekkiego, czyli książkę ks. Dziewieckiego dla nastolatków. Ks. Dziewiecki zajmuje się profilaktyką uzależnień i tym razem swoje poglądy wkłada w usta jedenastoletniej Marysi i jej rodziny. A rodzina Marysi - zwanej przez ojca Perełką - jest całkiem zwyczajna, czasem popełniająca błędy (przeczytajcie historię o wyjeździe wakacyjnym albo o babci, która przekarmia wnuka lodami i słodyczami, a potem dziwi się, że ów nie chce jeść warzyw), ale zawsze pełna miłości. Oni naprawdę lubią ze sobą przebywać, pracować, rozmawiać, marnować dla siebie czas (ojciec decyduje się w adwencie ograniczyć oglądanie telewizji, żeby mieć więcej czasu dla rodziny). Dlatego też pamiętnik Marysi jest zapisem różnych rozmów i dylematów, które w zaufaniu powierza (jeszcze, w końcu ma tylko 11 lat) właśnie ojcu i matce. A im też w atmosferze wzajemnego zaufania łatwiej przekazywać zasady i wartości, którymi żyją (a nie są chrześcijanami jedynie z nazwy). W trakcie rozmów o trudnościach, które przeżywają ich znajomi i przyjaciele, rodzice wskazują, że kluczem do rozwiązania wielu sytuacji jest właśnie miłość. Jednocześnie ta miłość nie może być ślepa, nie może uciekać od prawdy.
Marysia przeżywa pierwsze zakochanie, śmierć w rodzinie, ale także cierpienie koleżanki, która, wzrastając w rodzinie alkoholowej, postanawia targnąć się na własne życie. I to właśnie dla niej Marysia decyduje się zapomnieć o sobie. Wiem, że Kinga potrzebuje ode mnie jakiegoś bardzo osobistego znaku. Muszę zdobyć się na odwagę i zaryzykować. Inaczej ona nie uwierzy, że istnieje prawa strona życia. Inaczej nie uwierzy, że ktoś ją kocha i że ktoś na nią czeka. I może nie przejść na Bożą stronę życia. Może nie wrócić do Miłości. A przecież ostatecznie w świecie ludzi istnieją tylko dwie strony życia: ta, po której kochamy i ta, po której umieramy.

ks. Marek Dziewiecki, Pamiętnik Perełki, Wydawnictwo Jedność, Kielce 2003.

piątek, 25 października 2013

Krótko, konkretnie i na temat

Ostatnimi czasy toczę ze znajomymi dyskusję na temat pewnego rekolekcjonisty, a właściwie dwóch, ale nie będę wymieniać nazwisk. Mam wrażenie, że ci młodzi kaznodzieje "błyszczą słowem", zapętlają się w teoriach trącających pozytywnym myśleniem albo traktują Pana Boga jak kumpla. Dlatego cieszę się, kiedy w ręce wpada mi książka, której autor (też rekolekcjonista) mówi krótko, konkretnie i NA TEMAT. Tym razem na temat podstaw rozeznawania i walki duchowej.
Autor zwraca uwagę, że jeśli chcemy wypełnić wolę Bożą, poważnie potraktować swoje powołanie - zagadnienie rozeznawania nas nie ominie. Jednocześnie też niejednokrotnie pojawią się przeszkody, aby to dobre rozeznanie wprowadzić w czyn. Na podstawie pism św. Jana od Krzyża o. Ruszała pokazuje, jak łatwo, małymi krokami, chrześcijanin daje się wciągnąć w wir różnorakich pożądań - co ostatecznie może skończyć się znalezieniem sobie... nowych bogów. Zwyczajne potrzeby, takie jak np. uznania, bycia kochanym czy też potrzeba tworzenia i organizacji mogą rozwinąć się w szukanie miłości i akceptacji za wszelką cenę czy też dominowanie i nadkontrolę. Człowiek toczy więc walkę z trzema nieprzyjaciółmi - szatanem, światem i ciałem (kojarzy się wam sonet Sępa-Szarzyńskiego, prawda? :)) - ale nie jest w niej sam. Z jednej strony chodzi o to, aby obronić żywą obecność Jezusa w nas (...), Jego obraz i podobieństwo, które w sobie nosimy. Z drugiej zaś podstawowy sposób walki (...) to nie podejmowanie bezpośredniej walki, lecz uciekanie się przez wiarę do Jezusa, przylgnięcie do Niego i Jego mocy. To przyodzianie - jak pisze św. Paweł, a za nim św. Jan od Krzyża - zbroi Bożej, czyli wiary (w tym dzielenia się nią), nadziei i miłości, stały kontakt ze Słowem Bożym, modlitwa i czujność, to korzystanie z sakramentów i ze wstawiennictwa Maryi, przede wszystkim jednak uznanie własnej słabości, nieporadności i grzechu i przyjęcie mocy Ducha Świętego.

Andrzej Ruszała OCD, W dobrych zawodach. Rozeznanie i walka duchowa w życiu chrześcijańskim, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1999.

niedziela, 13 października 2013

Nie musisz się odchudzać

Dzieci są fajne. Jedno obślini ciocię, bo mu ząbki rosną. Drugie namiętnie będzie wycierać nosek w twoją niedzielną bluzkę. Trzecie wysmaruje ci czubki butów kremem do pupy... bo właśnie smarowało buźkę swoją i młodszego brata, no to hurtem wszystko po drodze.
A jakie są mamy? Moja mama jest mądra. Wie, że łyżka do sałaty to łyżka do sałaty, a nie zwykła łyżka. (...) Jak mamy nie ma, to jest trochę smutno. (...) Mama jest wesoła, gdy nie boli ją głowa. A nie lubi, jak jej się coś nie uda. A kto to w ogóle jest mama? Mama to ktoś, kto rodzi dzieci, potem je karmi, nosi na rękach, czyta książki i przytula.
O tym właśnie mówi ta książka. Autorki zebrały wypowiedzi siedmiu matek, mówiących o różnych wymiarach macierzyństwa: biologicznym, adopcyjnym, duchowym, o doświadczeniu narodzin, ale i straty dziecka. To jednak także opowieść o mężczyznach - którzy jeśli tylko są dobrymi mężami i ojcami, sprawiają, że kobieta rozkwita przy nich jako żona i matka. Jeśli zaś nie...
Tytuł wziął się z wypowiedzi jednej z bohaterek: Gdybym była matką biologiczną, nigdy nie zdecydowałabym się na adopcję, a wtedy nie poznałabym mojego  najukochańszego synka, który teraz ma trzy lata i powtarza na każdym  kroku: "Tocham tylko mamę. Tylko mamę luba. Mama piękna jest. Chuda". To ostatnie wyznanie jest szczególnie ważne, bo jestem na nieustannej diecie odchudzającej.
Jestem ciekawa, jak lekturę odbierają matki, które mają własne dzieci (jeszcze małe czy też już dorosłe) - bo jednak bycie przyszywaną ciocią to ciągle tylko bycie przyszywaną ciocią. Osobiście cieszę się, że autorki zwróciły uwagę na wymiar macierzyństwa duchowego (jedna z bohaterek jest dziewicą konsekrowaną i ma... 11 chrześniaków). Pewnie inaczej będą ją czytać mamy, które wstają do malucha w środku nocy, zastanawiają się, jak zaleczyć wysypkę pod brodą i z kim zostawić dzieci po południu, kiedy akurat muszą gdzieś wyjść. Ale polecam wszystkim mamom i... ciociom.
Autorki szykują już książkę o ojcach.

Daga Duke, Joanna Sztaudynger, Mama jest piękna i chuda, Wyd. Ośrodek Odnowy w Duchu Świętym, Łódź 2013.

PS: Chciałam wrzucić filmik, w którym autorki wypowiadają się o książce. Ale ponieważ nie umiem wstawiać filmów :(((, więc zajrzyjcie po prostu tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=VkPZIe_XpuY


wtorek, 8 października 2013

Jest tu Ktoś

W piątek miałam ciekawą przygodę. Autobus, który z mojego osiedla jedzie na dworzec PKP zwykle około 20 minut, tym razem gramolił się tam niemal godzinę. W dodatku był zapchany do granic możliwości i nie wszystkim udawało się wsiąść na przystankach. Nie, nie mieszkam w Warszawie, Poznaniu, Gdańsku, Wrocławiu, Krakowie, Szczecinie, Łodzi... w żadnym dużym mieście. A jednak stało się - spóźniłam się na pociąg i musiałam czekać ponad dwie godziny. Trochę się zdenerwowałam, bo miałam coś do napisania i gdybym wiedziała, to zostałabym w domu. Nie chciało mi się już przebijać przez korki. Siadłam w poczekalni i wyciągnęłam lekturę (na załączonym obrazku). Kiedy skończyłam, poszłam po kawę. Wróciłam, a w poczekalni siedziała osoba... z którą przegadałyśmy dwie godziny - jedną w poczekalni, a drugą w pociągu (wiem, wiem, dla facetów to brzmi traumatycznie... ale jechałam kiedyś w towarzystwie panów, którzy przez pięć godzin gadali o samochodach. Li i jedynie. Też potrafią). Rozmawiałyśmy o rekolekcjach, ewangelizacji, wspólnocie (biedni ci, którzy musieli nas słuchać :)). A potem sobie pomyślałam, jak łatwo zapominam, że przecież jest Ktoś jednak nad naszą rzeczywistością. Nie planowałyśmy tej rozmowy. Pewnie inaczej zagospodarowałybyśmy ten czas. A On wiedział, co robi.
Mistycy karmelitańscy są specjalistami od przypominania o Kimś, kto jest ponad wszystkim, w Kim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28) i zachęcania, aby nie stracić z oczu tej obecności. Brat Wawrzyniec, w zakonie pełniący funkcję kucharza (posiłki dla braci, robotników i ubogich... czasem ponad 100 osób), a potem szewca mógłby raczej skarżyć się na rozproszenia w modlitwie - i rzeczywiście, pierwsze lata w Karmelu były dla niego czasem głębokiego oczyszczenia i nocy ciemnej. Ale później, im bardziej odkrywał to, jak bardzo Bóg jest bliski i że cokolwiek człowiek robi, może czynić z miłości do Niego, nabywał coraz większej wolności: i wobec wydarzeń zewnętrznych, i wobec słabości innych, a także wobec samego siebie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest grzesznikiem - ale też pamiętał o wielkości i miłości Boga.
Lektura to zapis krótkich sentencji i rad duchowych brata Wawrzyńca oraz krótkich konferencji jednego z braci, o nim właśnie opowiadających. W sam raz na to, aby w korku czy w dworcowej poczekalni nie stracić pokoju serca.
Bóg ma wiele środków, aby przyciągnąć nas do siebie. Czasami kryje się przed nami, ale tylko wiara, której nie zabraknie nam w potrzebie, powinna być naszym wspomożeniem i fundamentem naszego zaufania, które w całości powinniśmy złożyć w Bogu.

Brat Wawrzyniec od Zmartwychwstania, O praktykowaniu Bożej obecności, Esprit, Kraków 2007.