środa, 21 maja 2014

Dzieci, wspólnoty i pierwsze soboty

Mam kolegę, który po kolejnych ekscesach feministek (w Hiszpanii zdaje się) chciał sięgać po broń :). Argumentował przy tym, że zło trzeba zniszczyć w zarodku, jak Izraelici, którzy mieli wyniszczyć narody, zamieszkujące Ziemię Obiecaną. Przypomniało mi się wtedy, że mamy inną broń, kto wie, czy nie skuteczniejszą - i wysmarowałam mu mail o nabożeństwie pierwszych sobót miesiąca. W tym dniu można się modlić wynagradzająco między innymi właśnie za takie sytuacje.
Szukałam teraz czegoś o nabożeństwie pierwszych sobót miesiąca, żeby napisać artykuł, więc sięgnęłam po tę książkę (w końcu nie zawsze można się opierać tylko na internecie), ale nie znalazłam dokładnie tego, co chciałam. Autor pozostawił po sobie poważną pracę, opisał dokładnie historię objawień fatimskich, scharakteryzował dzieci i ich rodziny, z wnikliwością (i przystępnym językiem) przedstawił nabożeństwo do Serca Maryi z perspektywy historycznej i teologicznej, załączył mariologiczne wypowiedzi papieży (głównie Pawła VI i Jana Pawła II). To bardzo dobra książka, a jednak czegoś mi brak. Chyba za bardzo jestem przyzwyczajona do świadectw.
Chociaż najlepszymi świadkami w tym wypadku i tak są dzieci z Fatimy - Łucja, Hiacynta i Franciszek. Z jednej strony zwyczajne dzieci, radosne, spontaniczne, ufne, a z drugiej dojrzali chrześcijanie, żyjący na serio swoją wiarą i nie bojący się cierpienia. Autor zauważa, że za każdym razem, kiedy spotykały się z Maryją, otrzymywały szczególną łaskę do nowego stylu życia - ale z drugiej przecież strony można otrzymać łaskę, ale z nią nie współpracować (ile razy mówi się o tym, że dary z chrztu i bierzmowania trzymamy w zamrażalce?). Co jeszcze ujmuje w błogosławionych pastuszkach - jedność. Ksiądz Drozd pisze, że każde z nich było inne, z innym temperamentem, inaczej obdarowane, co więcej, Matka Boża też z każdym z nich rozmawiała inaczej - a jednak odnajdują się we wspólnej modlitwie, wspólnym świadectwie wobec innych, są jedno w cierpieniu. Do tego ich zapał apostolski, troska o zbawienie innych i... o Kogoś, kogo kochają. ("Jak pocieszyć Pana Boga?" - Franciszek, "Tak bardzo lubię mówić Jezusowi, że Go kocham" - Hiacynta). Mali nauczyciele dla "dorosłych" grup i wspólnot...

ks. Jan Drozd SDS, Orędzie Niepokalanej. Historia objawień fatimskich, Salwator, Kraków 2005.

wtorek, 20 maja 2014

A w Krakowie...

Krótkie świadectwo ks. Michała Olszewskiego z pierwszego roku posługi kapłańskiej. Szczególnie dużo czasu poświęca autor młodym - to w końcu niezwykle ważne, aby doświadczyli Boga żywego... tak, nawet ta pozornie ułożona młodzież ze szkół katolickich. Ksiądz Olszewski podaje przykłady uzdrowień, uwolnień (czasem uzdrowienie może się zacząć od... chusteczki higienicznej z narysowanym kurczakiem). Drogi Boże bywają niepojęte - czy rodzina, która doświadczyła wieloletniej manipulacji ze strony bioenergoterapeuty, mogła się spodziewać, że - po zerwaniu tych więzów - jeden z jej członków zostanie kapłanem, rekolekcjonistą i że teraz on sam jako egzorcysta będzie się modlić o uwolnienie innych?

ks. Michał Olszewski SCJ, Jezus chodzi po Krakowie, Spes, Kraków 2012.

czwartek, 15 maja 2014

Jak wyglądają cudne manowce?

Przymierzałam się do niej dość długo, no ale skoro powstał film, to wypadało przeczytać. Nie wiadomo, czy na film się wybiorę (zresztą jedni mówią, że dobry, a inni straszą, że protestancki kicz), a co słowo pisane to słowo pisane.
To nie tylko historia "o chłopcu który odwiedził niebo". Ojciec Coltona słusznie zauważa, że w życiu jego rodziny zaistniała pewna - nieprzypadkowa - sekwencja wydarzeń. Z jednej strony więc mamy pastora, który stara się być wzorem dla swojej wspólnoty (dołóżmy jeszcze amerykańską filozofię sukcesu i to, że pewnie jako duchowny podlega podobnym osądom, jak księża katoliccy), a który nagle doświadcza następujących w niewiarygodnym tempie niepowodzeń i chorób (dochodzi do tego, że jego koledzy nazywają go "pastorem Hiobem"), z drugiej zaś żona pastora, nauczycielka, troskliwa matka, cierpiąca od lat z powodu poronienia dziecka (i braku jakiegokolwiek pożegnania z nim). Kiedy wydaje się, że zła passa rodziny Burpo dobiega końca, ciężka choroba dotyka ich czteroletniego synka. Źle zdiagnozowany, trafia bardzo późno do szpitala i tam podczas operacji na krótką chwilę opuszcza ziemską rzeczywistość. To, że w tym czasie odwiedził niebo, wypływa w kilka miesięcy później.
Ile są w stanie wyciągnąć z Coltona rodzice? Tyle, ile czterolatek jest w stanie zrozumieć i opowiedzieć. Jest to jednak dla nich obojga umocnienie w wierze. Matka wreszcie odczuwa ulgę, słysząc, że jej zmarłe dziecko jest w niebie. A ojciec uczy się, że przed Bogiem nie trzeba udawać kogoś perfekcyjnego - w końcu jego wyrzuty, żale, lęk o życie dziecka zostały w niebie nazwane właśnie modlitwą. Docenia też rolę modlącej się wspólnoty.

Todd Burpo, Niebo istnieje... Naprawdę!, Rafael, Kraków 2011.

A na koniec trochę muzyki. Podczas operacji dla Coltona śpiewali aniołowie. Co prawda malec wolał rockowe kawałki, ale zamiast tego usłyszał gospel... zapewne w dobrym wykonaniu:

niedziela, 11 maja 2014

Dzisiaj niedziela

Czekam na wielką paczkę z książkami, więc specjalnie nie zaczynałam czytać nic nowego. Spodziewałam się jej na początku tego tygodnia... a tu nic. Może przyjdzie w przyszłym. Po raz pierwszy mam problem z moją ulubioną księgarnią internetową. Ale raz na kilka lat taką akcję można wybaczyć :). Wrzucam więc tu książkę, którą przeczytałam duuużo wcześniej, a teraz ktoś mi o niej przypomniał - i dobrze. Lubicie wracać do starych lektur, opisujących świat, który dawno odszedł? Z opisami przyrody, inteligentnymi ripostami, nawiązaniami literackimi, bohaterami, biorącymi się za bary z życiem? Bo ja przy nich odpoczywam.
Zofia Żurakowska to młodziutka, obiecująca - według Marii Dąbrowskiej - pisarka, zmarła w wieku zaledwie 34 lat. Władze PRL-owskie umieściły jej książki na wykazie pozycji podlegających niezwłocznemu wycofaniu - i to chyba nie tylko ze względu na szlacheckie pochodzenie autorki. Ponowne wydania jej utworów pojawiły się dopiero w latach 70.
Zbiór opowiadań Jutro niedziela został wydany już po śmierci Żurakowskiej, w 1935 roku i stał się lekturą w gimnazjach, bo też rzeczywiście jest to książka o młodzieży i do niej skierowana. Jej głównym tematem jest przyjaźń - między rówieśnikami, ale też między rodzicami a dziećmi. Co zrobić, żeby przyjaźń nawiązać? Jak nie utracić zaufania? Jak być dla dzieci autorytetem, uczyć tego, co dobre (i nie chodzi tylko o wielkie wartości... przyznam, że konserwy z groszku według przepisu Ćwierczakiewiczowej naprawdę mnie zaintrygowały), jednocześnie nie zanudzając i nie terroryzując? Co się dzieje w dziecku opuszczonym (fizycznie lub emocjonalnie), dźwigającym na sobie zbyt dużą odpowiedzialność? Jak różną wartość może mieć ludzka praca, własność, pieniądz?
Autorka, mimo podejmowania poważnych pytań, unika moralizatorstwa (no, może trochę w pierwszym opowiadaniu), a przy tym swoje opowieści okrasza delikatnym humorem. Dobra pozycja, w sam raz do kawy na niedzielny poranek.

"- Nigdy z tego okna nie wiało - powiedziała obrażona wdowa, więc wszyscy chłopcy podeszli i przykładali rękę do ramy okna i wdowa też przykładała, ale chłopcom wiało, a jej nie wiało.
 - Bo pani ma dużo tłuszczu na ręku, to pani nie czuje - powiedział Luś w najniewinniejszej myśli, ale wdowa obraziła się jeszcze więcej i wyraziła obawę, że z Lusiem będzie jeszcze trudniej niż z Jasiem.
 - O nie, proszę pani - energicznie zaprotestował Jaś - ze mną jest zawsze najtrudniej, jeszcze się pani przekona."

"Zepsulibyśmy się tu na nic i tatuś potem miałby z nami przykrości. A czy ty chciałbyś, żeby Luś się zepsuł, co?"

"I tak kwestia została załatwiona. Michasiowi zaś brat wyklarował, że z powodu teorii względności czas nie istnieje, więc czy z wdową już sprawa załatwiona, czy będzie załatwiona za chwilę, to wszystko jedno".

"- ...te krowy były w szkodzie i ja je muszę zająć.
 - A czym? - zapytała Henrysia bardzo zaciekawiona."

"- Anulka nie ma zdolności do deklamacji - westchnęła matka, szukając współczucia u ojca Henrysi. - Jak pan myśli, czy to się da wyrobić?
 - A czy to konieczne, proszę pani? - zapytał ojciec.
 Zacna osoba spojrzała na niego ze zgorszeniem.
 - Naturalnie - wykrzyknęła bez namysłu - ma się rozumieć, że powinna lubić i umieć deklamować. Mój drogi panie, ładnie by życie wyglądało, gdyby się nie kochało wierszy! Także pomysł! No, niech pan sobie wyobrazi - nic, tylko apteka i kuchnia!"

Zofia Żurakowska, Jutro niedziela i inne opowiadania, Nasza Księgarnia, Warszawa 1988.