czwartek, 26 lipca 2012

Więcej ORZECHA!


Refleksje o mocy wiary, błogosławieństwa, odpowiedzialności, bezinteresownej, wzajemnej miłości, o kształtowaniu charakteru i sumienia - to zawartość dwóch krótkich książeczek ks. Stanisława Orzechowskiego, znanego też jako ks. Orzech. Za krótkich :). Autor mówi nie tylko z doświadczenia wieloletniego duszpasterza, przygotowującego młodych do sakramentu małżeństwa, ale też z perspektywy dziecka, wzrastającego w rodzinie wielodzietnej. Ci, którzy wiedzą, jak bardzo obrazowo i konkretnie potrafi on nauczać, mogą poczuć pewien niedosyt. Orzecha powinno się raczej wydawać w formacie zwanym potocznie "cegłą" - czytelnik nie będzie się nudził.
Oto jedna z opowieści ks. Orzecha: "Tuż po wojnie mój drugi z kolei brat zachorował na dyfteryt (...). Sąsiadka przybiegła z wieścią, że w Krotoszynie, położonym 17 kilometrów od Kobylina, podobno jest jakiś lekarz. Moja matka, nie namyślając się wiele, wzięła sine, duszące się dziecko na ręce i przebiegła z nim te 17 km. Na szczęście w Krotoszynie istotnie był lekarz. Wystarczył mu jeden rzut oka na dziecko, by podjąć błyskawiczną decyzję: porwał mojego brata i natychmiast, nie zanosząc nawet do sali operacyjnej, podciął mu gardło. I uratował mu życie. Mój brat żyje do dzisiaj i ile razy staje przed lustrem i goli się, patrząc na bliznę, zawsze przypomina sobie tamten maratoński bieg matki. Ona nigdy mu tych 17 kilometrów nie wypomniała. Myślę, że była w tym ofiarnym biegu o życie umierającego dziecka niesłychanie podobna do Boga. Bo prawdziwa miłość umie się poświęcić i nigdy tego nie wypomina".

ks. Stanisław Orzechowski, Najkrócej o... wychowaniu religijnym dzieci, Fides, Kraków 2012; tenże, Najkrócej o... miłości w małżeństwie, Fides, Kraków 2012.

wtorek, 24 lipca 2012

Życie pod napięciem

Czy o. Rafał Szymkowiak nie mógłby napisać: "Pan Bóg jest najlepszym pedagogiem"? A pewnie, że by mógł. Zwłaszcza, że od lat z młodzieżą pracuje, o pracy z młodzieżą uczy, a i doktorat z pedagogiki popełnił. Doświadczenie w pracy z młodymi ma też pan Adam Maniura. I być może właśnie dlatego autorzy nie sięgnęli po zwrot cokolwiek już zużyty. Piszą za to: "Chcemy udowodnić, że życie z Bogiem daje niesamowitego „kopa”, może nawet większego niż porażenie prądem".
Osobiście wolę inne książki o. Szymkowiaka, ale jako humanistka za oryginalny pomysł postawiłabym braciom ścisłowcom (chi, chi) szóstkę. Pan Bóg zostaje tutaj porównany do elektrowni, Jego miłość - do energii elektrycznej, grzech działa jak opornik, nawrócenie to zwarcie, prostownik - miłosierdzie (rozdział o spowiedzi), czytanie Słowa Bożego to ładowanie akumulatora, wspólnota - układ scalony (jakżeż by inaczej), powołanie - impuls (właściwie można było się tego domyślić), msza święta - styk, a modlitwa - transformator. Po przedstawieniu definicji owych strasznych technicznych terminów autorzy z dużą dawką humoru i zaangażowania piszą o sprawach wiary - z perspektywy zakonnika oraz męża i ojca.
Czy udaje im się udowodnić postawioną we wstępie tezę? Zobaczcie sami.

o. Rafał Szymkowiak OFMCap, Adam Maniura, Ale faza! Życie pod napięciem, WAM, Kraków 2008.

niedziela, 15 lipca 2012

Zdejmij buty

"Przywołując Ducha Świętego, by pomógł mi w przepełnionym obowiązkami życiu, słyszę w sercu słowa Patryka: "Zdejmij buty, mamo". Są to słowa, które przypominają mi to, co Pan Bóg powiedział do Mojżesza: "Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą" (Wj 3,5). Wierzę, że my, kobiety, które zdecydowałyśmy się na macierzyństwo, możemy odkryć świętą obecność Pana Boga pośród naszych obowiązków rodzinnych. I choć anioły, otaczające nas w domu, mają brudne buzie, one także stoją na ziemi świętej" - pisze autorka w jednym z podrozdziałów.
Książka jest zbiorem felietonów, pisanych przez żonę i matkę. Patti próbuje patrzeć z Bożej perspektywy na różne sytuacje z życia rodzinnego, pytając, czego może się nauczyć przez konkretne wydarzenie (w rodzinie Mansfieldów krąży żart: "Uważaj, bo mama napisze o tobie artykuł"). Wydawnictwo zaznacza, że jest to lektura "polecana dla kobiet". Jednak wydaje się, że można ją polecić nie tylko matkom, ale przede wszystkim tym, którzy swoją codzienność chcą budować na Bogu, którzy małżeństwo i życie w rodzinie odbierają jako powołanie. 


Patti Gallagher Mansfield, Świętość w zasięgu ręki, Wydawnictwo Ośrodek Odnowy w Duchu Świętym, Łódź 2011.

piątek, 13 lipca 2012

Miejsce na ufność

Kardynał Stefan Wyszyński wcześniej kojarzył mi się z postacią pomnikową. Odważny, stanowczy, niezwykle inteligentny. W Polsce czasów komunistycznych - właściwy człowiek na właściwym miejscu.
"Zapiski" natomiast pokazują go jako kontemplatyka, człowieka głęboko zjednoczonego z Bogiem. W więziennej rzeczywistości (niesprawiedliwe aresztowanie, trudne warunki, choroby, odseparowanie od rodziny, ale i od posługi kapłańskiej, świadomość, że jego dwaj osadzeni z nim towarzysze prawdopodobnie donoszą) stara się odnajdywać Boże działanie: "Smutek dręczący duszę jest orką na ugorze, pod nowy zasiew. Samotność jest oglądaniem z bliska Ciebie. Złośliwość ludzka jest szkołą milczenia i pokory. Oddalenie od pracy jest wzrostem gorliwości i oddaniem serca. Więzienna cela jest prawdą, że nie mamy tu mieszkania stałego... By więc nikt nie myślał źle o Tobie, Ojcze, by nikt nie śmiał Cię ukrzywdzić zarzutem surowości - boś dobry, bo na wieki miłosierdzie Twoje". Zapiski nie miały być drukowane, kardynał pisze je tylko dla siebie - może dlatego, mimo natury introwertyka, bardzo otwarcie mówi o tym, co jest w jego sercu. Mając świadomość niesłusznego aresztowania, stwierdza: "Nie zmuszą mnie do tego, bym ich nienawidził". Tę niezwykłą wewnętrzną wolność widać zwłaszcza w momencie, kiedy odprawia mszę świętą o spokój duszy Bieruta - który przecież przyczynił się do jego uwięzienia. Podsumowując zaś kolejny rok niewoli, pisze tak: "A ja ufam kierowniczej łasce Bożej i wiem, ile przez nią zyskuję. Nie pytam: za co i dlaczego, bo ufam. Wystarczy mi mądrość, dobroć i miłość Boga jako sprawdziany wszystkiego, co mnie spotyka. Zresztą, czemu mam wszystko wiedzieć i rozumieć? Gdzież wtedy byłoby miejsce na ufność?"
***
PS: Książkę wypatrzył u mnie mój tato. Potem przeczytała mama i pożyczyła sąsiadce. Ta pożyczyła swojej córce. Hm... obawiam się, że za szybko do mnie nie wróci. Cóż, święci pociągają.
Kardynał Stefan Wyszyński, Zapiski więzienne, Wydawnictwo Soli Deo, Warszawa 2006.

środa, 11 lipca 2012

Czy może być coś dobrego z Ciechocinka?

Jakoś tak nie lubię miejscowości uzdrowiskowych. Nie odpowiada mi zagęszczenie osób, klimat, w niektórych miejscach także... ogłoszenia o gabinetach bioenergoterapeutów... brrr. A w Ciechocinku w dodatku w okolicach słynnego grzybka można usłyszeć disco polo. A więc: czy może być coś dobrego z Ciechocinka?
Tak: ksiądz Marek Bałwas :)
Ksiądz Marek z powodu wypadku od wielu lat porusza się na wózku. Jeśli ktoś potrzebuje modlitwy, zawsze może na niego liczyć. Kiedy prowadzi rekolekcje dla młodzieży (a jest zapraszany do wielu miejsc, zwłaszcza w Wielkim Poście), do konfesjonałów ustawiają się kilometrowe kolejki. Sam mówi krótko: "Jeśli otrzymałem dar zbliżania ludzi do Boga, to będę z niego rozliczony".
Książka jest zapisem krótkich audycji, prowadzonych przez księdza. Tematyka dotyczy zarówno spraw wiary (powołania, sakramentów), relacji z Bogiem, posłuszeństwa Duchowi Świętemu, jak i relacji z drugim człowiekiem - szczególnie zaś relacji między chłopakiem i dziewczyną. Autor zwraca szczególną uwagę na dar, jakim jest czystość.
Aha, mój kolega nawrócił się, czytając tę książkę.

ks. Marek Bałwas, Dobre przesłanie osiołka na kółkach, cz. 1.

niedziela, 8 lipca 2012

Święci mimochodem

Czyta się jak dobrą XIX-wieczną powieść w listach. Tylko że to nie powieść, ale rzeczywistość. Dwójka zakochanych, Bożych szaleńców i ich codzienność. Praca, historie z życia dzieci, przyjaźń. Troska o brata i o wychowanie córek. Walka o zaufanie Bogu pomimo własnej choroby i śmierci dzieci. Świętość mimochodem. "Chciałabym być świętą, tylko nie wiem, od której strony się do tego zabrać" - pisze Zelia do brata. Pewnie dlatego zaczyna od małych rzeczy, np. czekając na męża, porządkuje jego warsztat ("nie będziesz mógł powiedzieć, ze tylko kurze przesunęłam z miejsca na miejsce"). I dodaje w liście: "Jestem dziś tak szczęśliwa, że cię wkrótce zobaczę, iż nie mogę pracować". A o swoim powołaniu mówi krótko: "Kocham dzieci do szaleństwa. Urodziłam się po to, by je mieć".
Co prawda siostry Martin zniszczyły większość oryginalnych listów... jednak z tego, co zostało, udało się odtworzyć sylwetki świętych z krwi i kości, energicznych, troskliwych, posiadających poczucie humoru. I obraz niezwykle ciepłej, zgranej rodziny, którą stworzyła dwójka ludzi, pragnących całym sercem dochować wierności Bogu.


Zelia i Ludwik Martin, Korespondencja rodzinna 1863-1885, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2007.

sobota, 7 lipca 2012

Nie taki straszny

Przylgnęła do niego opinia, że był straszny, surowy i posępny... No i ten "Krzyż". Gorzej już wybrać nie mógł. "Nie to, co łatwiejsze, lecz to, co trudniejsze..." - też wymyślił.
Ale tak naprawdę był świetnym spowiednikiem, a przez to znawcą dusz ludzkich. Swoim penitentom po spowiedzi często zostawiał karteczki, liściki z poradami duchowymi, ze zdaniami stawiającymi na nogi. A o czym mógł pisać ten szaleniec Boży?
"Bóg objawiał zawsze przed ludźmi skarby swojej mądrości i ducha, lecz teraz, gdy zło odsłania coraz bardziej swoje oblicze, On objawia je ze szczególną obfitością". "Bóg nie chce, aby dusza niepokoiła się drobnostkami i dla nich znosiła cierpienia. Jeśli zaś cierpi z powodu przeciwności losu, jest to skutek słabości jej cnoty. Ponieważ dusza doskonała raduje się tym, czym zamartwia się niedoskonała". "W cierpieniach śpiesz ufnie do Boga, a otrzymasz siłę, światło i mądrość. W radościach i słodyczy biegnij do Boga z obawą i prawdą, a nie zostaniesz oszukany, ani zawładnięty próżnością".
"Czemu więc, duszo moja, jeszcze się ociągasz, gdy już teraz możesz kochać całym sercem swego Boga?"

św. Jan od Krzyża, Słowa światła i miłości. Przestrogi, Kraków 2001, Wydawnictwo Salwator.

piątek, 6 lipca 2012

Zwariować można

"Mówi do ciebie grzesznik, zwykły prosty ksiądz, zakochany po uszy w Jezusie" - rozpoczyna autor. I chyba własnie miłość jest kluczem do książki. A może po prostu do ewangelizacji...
Tytuły podrozdziałów: "Ewangelizować przez koncert... film.... zastrzyk kultury... dzień skupienia... szukanie wspólnego języka... ". Ale także: "Ewangelizować przez punktualność... zarządzanie firmą... unikanie popeliny". Ewangelizacja według ks. Jarosiewicza to także przyjęcie codzienności, zgoda na realizację planu Bożego w naszym życiu. To także pokora, cierpliwość, słuchanie. A przede wszystkim nie zaniedbywanie relacji z Bogiem. "Nie ma ewangelizacji, a więc nie ma miłości, bez codziennego spotkania z Miłością".
Autor pisze od serca, nie tworzy zbioru tego, co "musimy" i "powinniśmy", a jednak... książka stanowi swoisty rachunek sumienia. Co (i kto?) jest rzeczywiście ważne w moim życiu? Dlaczego brakuje w nim tej odrobiny szaleństwa, która jest skutkiem zaufania Bogu?

ks. Rafał Jarosiewicz, Ewangelizacja bez granic, czyli 144 i tysiące nieodkrytych sposobów głoszenia Pana, Wydawnictwo Paganini, Kraków 2009.



środa, 4 lipca 2012

Zajawka

Tu powstaje blog Kawusiowej. Będzie dokarmiany. Jak zakwas. A potem może... może... jakiś chleb z tego będzie.
A może nie :)