piątek, 20 grudnia 2019

Taniec


Z dedykacją dla Ruttki <3

Straciłam kiedyś - jak by to powiedział Norwid - "szlachetnie różniącego się przyjaciela". Z tym, że Norwid mówił o Krasińskim, który za jego plecami zachowywał się wyjątkowo nieszlachetnie. Tymczasem spotkanie z moim przyjacielem, mimo jego trudnego charakteru, przyniosło wiele dobra.

Stało się jednak tak, że spaliliśmy mosty. 

Po długim czasie (a dokładnie w urodziny bł. ks. Wicka!) o 11 w nocy przyszedł sms: "Mój brat jest chory, lekarze nie dają żadnych szans. Proszę o modlitwę". 
W środku nocy szybka obietnica, że nad ranem dostanie listę mailingową do sióstr klauzurowych. I rozpoczęliśmy wspólnotową modlitwę. Ciągła wymiana sms-ów: "pamiętamy" "dziękuję".

Jakiś czas później nasza wspólnota organizowała rekolekcje. Zaprosiliśmy do posługi siostrę chłopaków, bo wiedzieliśmy, że klimaty charyzmatyczne jej niestraszne, a przy okazji się pomodli. Drugiego dnia wieczorem podczas modlitwy uwielbienia rozradowała się tak bardzo, że próbowałam zrobić jej zdjęcie, jak tańczy, ale nie szło. "Ale ją Pan Bóg pocieszył! - pomyślałam. - Jutro zagadam".

I zagadałam. Okazało się, że właśnie przyszły wyniki i nie ma śladu raka. Popłakałyśmy się z radości, teraz już obie. "Straciłam rachubę, kto się modlił!" - mówiła. Modlił się zaprzyjaźniony staruszek kapłan, siostry zakonne, wspólnoty, znajomi, nieznajomi.

Kiedy szłam do przyjaciół ze wspólnoty, żeby im o tym wszystkim powiedzieć, miałam wrażenie, że doświadczam jakiejś maleńkiej cząstki tej radości, którą miała Maria Magdalena idąca do uczniów z wieścią, że Jezus żyje. Wiedziałam, że Bóg jest wszechmogący, ale żeby aż tak...



Przyozdobisz się znów swymi bębenkami
i wyjdziesz wśród tańców pełnych wesela.

(...)
Wtedy ogarnie dziewicę radość wśród tańca,
i młodzieńcy cieszyć się będą ze starcami.
Zamienię bowiem ich smutek w radość,
pocieszę ich i rozweselę po ich troskach.
(Jr 31, 4b.13)

sobota, 23 listopada 2019

Yo look so much better...


Od kilku dni trawię coś ciężkiego. Któregoś dnia jestem na Mszy św. i idę do komunii smutna. Za mną przez cały kościół podąża jakaś kobiecina. Ale jak fałszuje! Czegoś podobnego nigdy nie słyszałam! A ona raz zawyje do jednego ucha, raz do drugiego, i tak na zmianę. Pod koniec już nie mogłam przestać się śmiać.

Pan Jezus najwidoczniej chciał, żebym spotkała się z Nim uśmiechnięta.



poniedziałek, 11 listopada 2019

Na końcu świata


Spacer fotograficzny w dawnym przygranicznym miasteczku. Miało być 8 km, wyszło 10, bo nasz przewodnik, wiedziony miłością do swojej małej ojczyzny, tak się rozpędził, że chciał nam pokazać wszystko. Stare domy. Groble. Psy i koty. Zardzewiały ciągnik o ksywie "Mariusz". Pałacyk, w którym teraz jest szkoła. Krasnale w przydomowych ogródkach (względnie żaby). Zegar na wieży kościoła. Zaniedbany cmentarz prawosławny (i ten zdziwiony wzrok mojego kolegi protestanta, że jako katoliczka przeżywam, że jest zniszczony i nie chcę komuś wdepnąć na omszałą mogiłę). Pogiętą strzałkę wskazującą odległość do domu znanego - przynajmniej mojemu pokoleniu - poety. Najdłuższy dworzec w Europie. A na dworcu bibliotekę, a w niej stare zdjęcia: rodzina z gromadką dzieci, kobieta w jasnej sukience przy drewnianym ganku, kolejarze z wąsami...

- Tak, widziałam takie stare zdjęcia w Warszawie - mówi koleżanka, które opowiadam o naszej wyprawie.

Ale duże miasta są znane. A trzeba poznać tych ludzi z małych miejsc. Powiedzieć im, że ich historia też jest cenna. Nawet jeśli kiedyś byli ważnym miastem przygranicznym, a teraz są podupadającą mieściną.

Gołąbko ma, [ukryta] w zagłębieniach skały,
w szczelinach przepaści,
ukaż mi swą twarz,
daj mi usłyszeć swój głos!
Bo słodki jest głos twój
i twarz pełna wdzięku.
Pnp 2,14

niedziela, 10 listopada 2019

Historia święta



Pamiętam swoje początki we wspólnocie, kiedy przez długi czas twierdziłam, że nic nie potrafię. Kiedyś kolega podsumował: "Tak... bo na wszystkich Duch Święty zstąpił, tylko ciebie jakoś ominął". Pomogło mi dopiero czytanie i pisanie o świętych. Zwariowane historie, każda inna. Zestawy flegmatyków i choleryków, ludzi z kochających rodzin i takich, którzy musieli nieźle się natrudzić, żeby normalnie funkcjonować.

Mój dziadek skończył tylko parę lat podstawówki, potem musiał pomagać rodzicom. I chociaż nauczyciele prosili, żeby posyłali Czesia do szkoły - nie dało rady. Sam nauczył się grać na skrzypcach, po pracy w polu czytał Sienkiewicza. Mówił, że w szkole najbardziej lubił historię i "historię świętą". Podręcznik do religii ze starymi  rycinami - właśnie ta "Historia święta" - stał się potem ulubioną lekturą wnuków, które przyjeżdżały na wakacje. Opowieści o patriarchach, prorokach, apostołach i ich przyjaźni z Najwyższym działały na wyobraźnię.

I chociaż na jakiś czas ich czar został przyćmiony, to Autor historii świętych postanowił napisać nowe.

Uważajcie - jest bardzo twórczy i lubi nawiązywać przyjaźnie ;)


czwartek, 24 października 2019

Spojrzenie


Poranne mgły nad Wisłą, żółte liście i czerwone dachy osiedla, które mijam tramwajem w drodze do pracy, zachody słońca na opłotkach miasta. Nawet czarno-białe zdjęcia bram, płotów, kamienic, ludzi z zakupami i wieżowców odbijających się w kałużach, które dzień w dzień serwuje na FB mój kolega, mają niezwykły smak. 

Pamiętam pierwsze rekolekcje ignacjańskie, które przechodziłam ze sto lat temu ;) Jakby ktoś zdjął zasłonę z oczu - ludzie wydawali się tacy piękni. Na innych usłyszałam w sercu: "Będziesz widzieć Moje spojrzenie".

Teraz, fotografując, mam szansę to spojrzenie zatrzymać, ale czasem zastanawiam się, jak to możliwe, że nie widziałam tego wszystkiego kiedyś, bardzo wiele lat temu. Jak bardzo można mieć zranione serce, że nie przyjmuje się takich małych gestów miłości od Tego, który jest.



Bóg przyodziewa je swym spojrzeniem w piękno i napełnia weselem cały świat i niebiosa
św. Jan od Krzyża

niedziela, 13 października 2019

Miej Serce


Gdyby żyła teraz, pewnie skorzystałaby z terapii DDA/DDD. Albo przynajmniej rok, dwa spędziłaby we wspólnocie Cenacolo, żeby nauczyć się nowych nawyków. 
Jej mama owdowiała i z gromadką dzieci udała się pod "opiekuńcze" skrzydła rodziny. Przedziwna opieka - wyzwiska od darmozjadów należały do najlżejszych. Małgorzata rzadko chodziła na mszę niedzielną, bo nie miała w czym. Kiedy odkryła swoje powołanie zakonne, mama wpadła w rozpacz, że zostawia ją samą (choć pozostała piątka dzieci mogłaby bez problemu jej pomagać). 
Zalękniona, nie znająca swojej wartości, nie zauważa nawet, że otrzymała dar kontemplacji wlanej. Ze swojego kłopotu zwierza się zaraz na początku bytności w klasztorze matce przełożonej: "Matko, nie umiem się modlić!". "A jak ty się, dziecko, modlisz?". Małgorzata opowiada, a przełożona śmieje się w duchu i mówi: "Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Idź do kaplicy, Pan Jezus ci pokaże, jak się modlić".
Pokazał. Nade wszystko w czasach, gdy traktowano Go jako surowego, oddalonego od człowieka, pokazał jej Swoje Serce.
Uzdrowił, poskładał, wyprostował. Nie złamał jej delikatności, ale wykorzystał jako jej moc. Dziś Małgorzata Maria Alacoque jest świętą.

Chodzę ostatnio z aparatem na różne konferencje. Na jednej z nich przypomnienie o ogromnej samotności współczesnego człowieka, powierzchowności relacji, zależności od "lajków". Wczoraj info, że znajoma cierpi na poważne stany depresyjne. "Ojej! Znałam ją, pracowałyśmy razem - mówi koleżanka. - Wspaniała dziewczyna! Tylko taka trochę... zaniedbana?...". 
Bo jak się czuje samotna i niekochana, to co ma zrobić?

Myślę sobie, jak bardzo potrzebujemy chociaż tej jednej głębokiej relacji. W której nie trzeba zakładać masek. Można się cieszyć i wściekać. Kochać Jego poczucie humoru. A jak Mu zrobisz ciche dni, to w końcu nie wytrzyma i przerwie. Jak dobrze, że imię Boga to "Ja jestem". 



A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem. (...) Ilekroć Mojżesz wchodził przed oblicze Pana na rozmowę z Nim, zdejmował zasłonę aż do wyjścia. Gdy zaś wyszedł, opowiadał Izraelitom to, co mu Pan rozkazał. I wtedy to Izraelici mogli widzieć twarz Mojżesza, że promienieje skóra na jego twarzy.
(Wj 33,11. 34,34-35)

wtorek, 8 października 2019

Z Tobą ciemność nie będzie ciemna...


Mam ostatnio rozkminy na temat przemijalności przyjaźni. Zbyt dużego dawania i niezauważania, że na kogoś nie można liczyć. Z drugiej strony coraz bardziej widzę, że Pan Bóg zaczyna jakiś nowy etap, a moja melancholiczna natura się burzy, tęskni, próbuje wracać do protez, chociaż już wie, że one nie pomagają. 

Wczoraj późnym wieczorem nietypowa rozmowa z dwóją znajomych - przerzucamy się cytatami z poezji śpiewanej. Kasia i Darek nie wiedzą, że trafiają jak ulał w to, co przeżywam. I że, aby im odpowiedzieć, przeszukuję mniej znane sobie teksty. I ciągle trafiam na słowa o nadziei. 

Rano wschód słońca na blokowisku. I przypomnienie, że mam Przyjaciela, który nie nawala. Zna mnie jak zły szeląg. Łącznie z zamiłowaniem do poezji śpiewanej...

Panie, przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję.
Z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek
i wszystkie moje drogi są Ci znane.
(...)
Gdybym przybrał skrzydła jutrzenki,
zamieszkał na krańcu morza:
tam również Twa ręka będzie mnie wiodła
i podtrzyma mię Twoja prawica.
Jeśli powiem: «Niech mię przynajmniej ciemności okryją
i noc mnie otoczy jak światło»:
sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie,
a noc jak dzień zajaśnieje:
<mrok jest dla Ciebie jak światło>.
Ps 139,1-3.9-12



sobota, 28 września 2019

Co może robić kobieta w Kościele?




- ... no to pomogłam im myć te gary, bo co może robić kobieta w Kościele? - wyrzuca z siebie.
- Wiesz, ja miałam tyle do roboty, że aż się wypaliłam. Pracuję w Kościele, ale w innym miejscu, lżej - odpowiadam. 
- Ale co, sprzątałaś, gotowałaś...
- Nie, nie - i opowiadam jej o swoich różnych pracowych przygodach.

Nie mówię jej tylko - choć może szkoda - że robiąc bardzo dużo "dla Boga", odzwyczaiłam się od rozmów z Nim. Słuchania Go. 

A przecież nie o to chodzi. Inna dziewczyna potwierdza:
- A ja byłam dwa lata we wspólnocie, i śpiewałam w chórze, i robiłam z dzieciakami pantomimy... a potem stwierdziłam, że wyrobiłam już limit.
Limit bycia w Kościele.

Kobieta w Kościele może naprawdę bardzo dużo. Szczególnie samotna. Jest tyle wartościowych inicjatyw, spotkań, akcji. Mamy tyle talentów, potrafimy śpiewać, pisać, fotografować, organizować, słuchać, omadlać. Tak, sprzątać, układać kwiaty i gotować też. 

Ale jeśli nie nauczę się na nowo być z Nim?...


Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący...

1 Kor 13,1

niedziela, 22 września 2019

Skarby



Wracamy wesołą gromadką z dalekiego spaceru fotograficznego. Każdy kogoś zgarnia do samochodu, u nas jest m.in. miłośnik archeologii i zawołany skaut (przy czym obydwaj gaduły jakich mało). Chłopcy roztaczają przed nami opowieści o różnych skarbach znajdowanych w ziemi. D. opowiada nawet, że kiedyś rozłożył z drużyną obóz w lesie, pochylił się po coś przy namiocie, oparł dłoń o trawę i... znalazł skorupy. Mnóstwo fragmentów naczyń z czasów przed Chrystusem. "Skarby na wyciągnięcie ręki!"

Tak, mamy skarby na wyciągnięcie ręki. Całe mnóstwo.
Poranna Eucharystia, kiedy chce ci się śpiewać i tańczyć, bo niedawno widziałaś mgły i wschód słońca nad jeziorem - i czułaś się córką Króla.
Zakonnik, który w taki sposób opowiada o zabytkach kościoła, że czytasz w nim jak w otwartej księdze.
Wyprawa dookoła jeziora - kiedy pamiętasz, jak jeszcze niedawno pracowałaś od rana do nocy i tęskniłaś za widokiem wsi i długimi spacerami.
Słowa: "spoko, ja też się boję" - kiedy masz przejść przez dziurawy most, a na dole woda i kamienie - więc idziesz i przed tobą dwumetrowy dryblas, który absolutnie się nie boi, a za tobą wysoki chłopak, który uważa, że to normalne, że w takich warunkach można się bać. 
Dziewczyna, która tak samo jak ty nie lubi, kiedy jej robią zdjęcia i jej narzeczony, który delikatnie przyprowadza ją z powrotem do grupy. Inna dziewczyna, która siadła zaczytana na jakiejś skrzynce, nie zauważając, że nad jej głową widnieje napis "Teren prywatny. Wstęp wzbroniony".
Przydrożne figury i kapliczki. Dziurawe drogi. Małe wioseczki, w których nie ma popularnych sieciówek, a przejazd naszego samochodu jest sporą atrakcją.

Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!
Mk 6,31


poniedziałek, 9 września 2019

Znowu w życiu ci nie wyszło?


To nie jest książka tylko dla chrześcijańskich rodziców, którzy patrząc na zachowanie swoich dzieci, zastanawiają się, co poszło nie tak.
To także biografia dla tych, którzy mają 35 lat, i ani w zakonie, ani w małżeństwie... a najlepsze jest to, że doskonale wiedzą, jakie jest ich powołanie i mimo rozlicznych prób nie mogą go zrealizować.
To książka dla tych, którym w życiu nie wyszło. Którzy w swojej wspólnocie czują się dziwnie, jakby z innej bajki, a rodzina otacza ich czułym "oj, biedna XXX".

Bo to, że tobie nie wyszło, nie znaczy jeszcze, że Bogu nie wyjdzie. Leonia otrzymuje tajną broń: "małą drogę" swojej młodszej siostry, Małej Tereski. Która nie truje jej, jaka powinna być, tylko dzieli się swoim doświadczeniem. Mała droga pomaga Leonii zaakceptować swoją historię życia, swoje słabości i mocne strony, przyjąć także słabości innych. Ofiarowywać Bogu zarówno zimno klasztoru, problemy skórne, ukąszenia komarów, których w Normandii nie brakuje, jak i o wiele gorsze ukąszenia - nieporozumienia z siostrami czy częste przeoczanie podczas uroczystości związanych z jej świętą siostrą ("żyją wśród nas jeszcze trzy [sic!] siostry Małej Teresy, karmelitanki..." - klasyka gatunku). Jest przyjaciółką nowicjuszek, które jak to na początku drogi toczą ciężkie walki o wytrwanie w powołaniu - sama wie, o co chodzi. Umiera w wieku 78 lat, przez wiele nocy powtarzając Bogu, że Go kocha.

Od 2015 r. toczy się jej proces beatyfikacyjny. 
Proście mnie, o cokolwiek chcecie, jestem gotowa przyjść wam z pomocą.

Dominique Menvielle, Leonia Martin. Niepokorna siostra Małej Tereski, Esprit 2019



środa, 4 września 2019

Królewna Śmieszka


Jest dziesiąta.
- O dwunastej przyjdzie wdowa konsekrowana i zrobisz z nią wywiad, bo ja jadę na pogrzeb.
Cały szef!

Wdowa bardziej przylatuje niż przychodzi - mimo swoich siedemdziesięciu paru lat. Wszystko się w niej śmieje - oczy, usta, siwy koczek.

Nie miała łatwego życia. Młodo owdowiała, przeżyła śmierć syna, córka poszła do zakonu. Nie chciała zostać zgorzkniałą sąsiadką z parteru, taką ciotką, co to siedzi na kanapie i ma za złe. Zawsze była blisko Boga, pytała, co dalej. Ktoś jej powiedział o konsekracji wdów. Poczytała trochę więcej i odkryła, że to coś dla niej. 

- Konsekracja?! Ach! - kiedy opowiada o uroczystości, promienieje jeszcze bardziej - Znowu poczułam, że żyję!

Opowiada o tym, co robią szalone babcie, jak łączą czas na modlitwę z czasem dla rodziny i różnymi zaangażowaniami. 

- I co, zdarza się, że ktoś po prostu podchodzi do pani i  prosi o modlitwę?
- Tak, często! Przecież nie odmówię! 

Próbowała namówić koleżankę do swojego stanu, ale ta zaczęła jej unikać, więc machnęła ręką. Nic na siłę. Najważniejsze, że ciągle może kochać. 

Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu.
J 4,14

poniedziałek, 2 września 2019

Umowa


Niektórzy znają moją miłość do męczenników...

Kiedy zaczynałam robić zdjęcia na dużych wydarzeniach, bardzo się stresowałam. Pierwszy był koncert muzyki poważnej. Pojechałam, po drodze zapraszając księży męczenników z Dachau do obstawy modlitewnej (im więcej się modli, tym lepiej ;)). Wchodzę do kościoła, a tam słuchaczy nie za wielu. "A te puste ławki to dla księży z Dachau?"

Ostatnio po raz pierwszy robiłam zdjęcia na ślubie i weselu. Nie znałam tego kościoła, więc poprosiłam przedwojennego proboszcza-męczennika o modlitwę. I poczułam się, jakbym tam była u siebie. Zresztą słyszałam trochę o tej wsi, o tym, jacy dobrzy ludzie tam mieszkają. Ksiądz sprawujący mszę, znający młodych od niepamiętnych czasów: "Czuję się, jakbym córkę za mąż wydawał". Potem wesele w wiejskiej remizie, na które podrzuca mnie znajoma, jadąca w zupełnie inną stronę. Nie schodziliśmy z parkietu. Wcinałam winogrona z ogródka młodego, lekko kwaskowe - smak dzieciństwa - i nie pytajcie, ile zdjęć natrzaskałam. 

Dzielę się w pracy wstawiennictwem księdza męczennika, a potem proszę o westchnięcie o zamówienia. Mogą być korekty, rękodzieła, zdjęcia... w każdym razie coś by mi się bardzo przydało. "Księdza Pronobisa poproś!". "A, racja! Poproszę!"

Tak więc, księże Janku - czekam :)

Ku świętym, którzy są na Jego ziemi, wzbudził On we mnie miłość przedziwną!
Ps 16,3

piątek, 23 sierpnia 2019

Deszcz łask


Ostatnio robię korektę książki o kapłanach mojej diecezji. W większości męczennicy. I kolejni niebiescy przyjaciele.

Kiedyś siedziałyśmy w pracy, za oknem plucha, a my z koleżanką bez parasolek, poprosiłam więc ich o modlitwę, bo w końcu musimy jakoś wyjść. I kiedy skończyłyśmy pracę, wyszło słońce.

Niedawno znów podobna sytuacja, więc proszę ich o modlitwę. Wychodzimy, a tu jednak siąpi. "Frelichowski się na ciebie obraził" -  śmieją się ze mnie współpracownicy, znając moje przywiązanie do naszego toruńskiego błogosławionego.
- Frelichowski? Na mnie? Eeee, tam!

Kiedyś myślałam, że skoro otrzymuję za wstawiennictwem druha Wicka mnóstwo drobnych błogosławieństw, to on coś ode mnie chce. Książkę, artykuł, cokolwiek. Ale w końcu doszłam do wniosku, że nic nie chce. Jest w niebie, wpatruje się w Boga. A miłość Boża jest zupełnie bezinteresowna. 

No, chyba że CHCE mi o tym przypomnieć :)

środa, 14 sierpnia 2019

Walka


- To jak tam było na pielgrzymce?!

Ks. Andrzej, miłośnik pielgrzymek, ekstremalnych dróg krzyżowych i innych podobnych ekscesów, jest lekko skonsternowany.

- Ech... chyba już jestem za stary na pielgrzymkę. Coś mi się stało w nogę, połowę przejechałem...

Z podobnego powodu pół pielgrzymki przejechał też ks. Maciek, zwykle tryskający zdrowiem i dobrym humorem.

- A ja, jak wczoraj przebijałem bąbel, to jak trysnęło!... - ks. Paweł po pielgrzymce siedzi w pracy na boso - Ale, panowie! Pamiętajcie, w jakiej intencji szliśmy na pielgrzymkę!

- A, no tak! To wszystko jasne :)

Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita. Gdy ręce Mojżesza zdrętwiały, wzięli kamień i położyli pod niego, i usiadł na nim. Aaron zaś i Chur podparli jego ręce, jeden z tej, a drugi z tamtej strony. W ten sposób aż do zachodu słońca były ręce jego stale wzniesione wysoko. I tak zdołał Jozue pokonać Amalekitów i ich lud ostrzem miecza.
Wj 17, 11-13




niedziela, 11 sierpnia 2019

Siostry, bracia i pola


Za dalą dal, czyli u Ruttki tak ładnie :)

Jak to mawialiśmy na nadmorskiej: "Chciałem piasek na plaży i mam piasek na plaży - chwała Panu!" ;)

W tym roku prosiłam o piękne wakacje - i dostałam. Po latach przepracowania i planach wakacyjnych, które co chwila brały w łeb. O wstawiennictwo poprosiłam mojego prywatnego specjalistę od spraw beznadziejnych - św. Jana od Krzyża. I mój brat załatwił piękny czas odpoczynku u Agnes-es i naszej blogowej Rut.

Niezwykłe Boże kobiety z pasją. I z wielką miłością do swoich rodzin. 

Piękne rodziny. I piękne widoki na pola, łąki, kapliczki, drewniane domki z malwami albo średniowieczne kościółki ukryte na końcu miasta. Dużo czasu, kiedy po prostu możesz, ale nie musisz. Książki, włóczki, kawa, cisza i pogaduchy.

A wczoraj jeszcze wyjechaliśmy z Piernikowa na spacer fotograficzny w miasteczku niedaleko nas. I też był to dobry czas. Może i mniej zdjęć - ale za to rozmowy... o obiektywach i pomidorówce, o historii miasteczka i pewnej samotnej pani, która obcym nie pozwala nawet spojrzeć na kwiaty w ogródku, o musze, która zabrała się na gapę. Takie głupoty, ale potem miło jest spotkać tych ludzi podczas jakiegoś wydarzenia, na którym trzeba zrobić zdjęcia - bo ten, co jest niewierzący, serdecznie się uśmiecha, a tamten, co nie może się odnaleźć w żadnej denominacji protestanckiej, pomaga ci rozeznać jakąś sprawę po Bożemu i odwozi do domu, bo wydarzenie kończy się po północy.


Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym.
Mk 10, 29-30