niedziela, 27 września 2015

Ale jest...


(źródło zdjęcia: wiki)

Zawsze, ilekroć jestem w Warszawie, porusza mnie jej historia. Tak, wiem, wiele innych miast też było zniszczonych. Ale ona miała zniknąć z powierzchni ziemi. Idę sobie między katedrą a szpitalem i powstrzymuję się, żeby nie nazbierać kasztanów (przedszkolanka z naszej wspólnoty nie wiedzieć, czemu nie chce kasztanów ze stolicy :)). Mijam tramwajem toporne bloki z czasów komuny i domyślam się, że zastąpiły jakieś urocze kamieniczki. Ulica Krucza, ulica Chmielna... przypomina mi się, jak to bohaterki powieści Gojawiczyńskiej wyścigały się, która dłużej przejdzie krawężnikiem. Spotykamy się ze znajomymi w Łazienkach, punkt orientacyjny - pomnik Chopina. Nie ten oryginalny, pocięty na kawałki... ale przecież jest!

Coś, czego miało nie być - jest i tętni życiem. Zło nie jest wszechmogące. I nie będzie.

Spojrzyj, wysłuchaj, Panie, mój Boże!
Oświeć moje oczy, bym nie zasnął w śmierci,
by mój wróg nie mówił: "Zwyciężyłem go",
niech się nie cieszą moi przeciwnicy, gdy się zachwieję.
Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu;
niech się cieszy me serce z Twojej pomocy,
chcę śpiewać Panu, który obdarzył mnie dobrem.
(Ps 13,4-6)


piątek, 25 września 2015

Małe stopy i wielka miłość

Zaczęło się od tego, że Thais powłóczyła nóżką. Wydawało się, że to drobny defekt, który u dziecka łatwo da się poprawić ćwiczeniami. Tymczasem w dniu jej drugich urodzin okazało się, że choruje na nieuleczalną chorobę - leukodystrofię metachromatyczną. Co to oznacza? Powolne zanikanie funkcji nerwowych - motoryki, zmysłów - połączone z bólem, sztywnieniem ciała, doprowadzające do śmierci w ciągu 2-5 lat. Autorka opisuje powolne odchodzenie córeczki - to, jak powoli traci władzę w nogach, w rękach, mowę, wzrok, słuch... Dodatkowo okazuje się, że ich druga córeczka (i trzecie dziecko), o której życie toczy się walka od samych narodzin - choruje na tę samą chorobę.
A jednak to nie tylko opowieść o trudnym do zrozumienia cierpieniu czy tylko "o sile rodzicielskiej miłości". To także opowieść o miłości małżeńskiej, która przezwycięża kryzys. O miłości rodziny (dziadków, kuzynostwa). O miłości osób z zewnątrz (pielęgniarzy, wolontariuszy). O miłości między rodzeństwem. O mądrej miłości zarówno wobec chorych dzieci, jak i zdrowego dziecka.
Wreszcie - to opowieść o miłości, którą może dawać nawet ten, kto pozornie nie może nic dać.
Kiedy pada diagnoza o chorobie małej Thais, matka obiecuje jej, że te lata lata życia, które jej zostaną, będą wypełnione miłością. Ale tuż przed jej śmiercią widzi jeszcze coś:
"Tej nocy mam odwagę powiedzieć: życie Thais jest skarbem. Koncentratem miłości, którą Thais rozsiewa hojnie wokół siebie. Ileż osób, które przyszły do niej z wizytą - z solidarności, ze współczucia, z miłości; zresztą mniejsza o powód - przeżyło to bardzo głęboko, było wręcz wstrząśnięte! Nie w tym rzecz, że doznały szoku, jakby pod wpływem zbyt nagłych przeżyć. Te osoby nie były przybite, zdruzgotane. Nie. Były wstrząśnięte, bo doświadczyły czegoś zupełnie innego - czegoś, co emanowało od Thais mimo jej bólu i cierpienia. Te osoby zostały zarażone o wiele bardziej zakaźną chorobą...".
Film o historii Thais jest też dostępny tutaj.

Anne-Dauphine Julliand, Ślady małych stóp na piasku, Wyd. Św. Wojciech, Poznań 2014.

wtorek, 8 września 2015

Po królewsku


(zdj. ze strony http://miejscadolnyslask.pl/zamek-ksiaz/)

Wczoraj zaczepiła mnie na FB moja koleżanka ze szkoły średniej. Sama niewierząca (a może raczej nie posiadająca doświadczenia Boga żywego), zaczęła stawiać pytania właśnie o wiarę. Porozmawiałyśmy sobie głęboko, choć pewnie nie powiedziałam jej dokładnie tego, co byłoby jej potrzebne... niech to już Pan Jezus naprawia. 

Pomyślałam sobie, że jako wierzący nie zdajemy sobie nieraz sprawy, jak dużo mamy. Mieszkamy w królewskim pałacu, codziennie możemy biegać po królewskich ogrodach, jeść przysmaki z królewskiego stołu. Mamy wspaniałych nauczycieli (świętych). Ale najlepsze jest to, że mamy swobodny dostęp do naszego Króla - jesteśmy Jego dziećmi. Możemy z Nim rozmawiać, być blisko, przytulić się, patrzeć w Jego oczy, wypłakać się albo nacieszyć, a nawet powygłupiać, jak dzieci. A jednocześnie pod murem zamku stoi ktoś, kto jest głodny tej miłości, a nawet nie pomyśli, że dla niego też jest miejsce w tych ogrodach, w tym pałacu... w ramionach Ojca.

Chyba czas wyjść za bramy pałacu...

Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha, zapomnij o twym narodzie, o domu twego ojca! Król pragnie twojej piękności: on jest twym panem; oddaj mu pokłon! (Ps 45, 11-12)


wtorek, 1 września 2015

Czterdzieści łokci...


Wróciwszy któregoś roku z rekolekcji z ks. Bashoborą miałam ogromną chęć przeczytania całego Pisma Świętego. Znałam wiele historii biblijnych, więc Stary Testament wcale nie wydawał mi się taki trudny... dopóki nie dotarłam do opisów świątyni jerozolimskiej. Wiecie: Potem wprowadził mnie do głównej budowli i zmierzył filary: były szerokie na sześć łokci z jednej i na sześć łokci z drugiej strony. Szerokość drzwi: dziesięć łokci, a boczne ściany drzwi miały pięć łokci z jednej i pięć łokci z drugiej strony; i zmierzył jej długość: czterdzieści łokci, oraz jej szerokość: dwadzieścia łokci... (Ez 41,1-2). I tak dalej w tym tonie. Panie, co chcesz mi powiedzieć przez te wszystkie ŁOKCIE!?

Tego dnia na spotkaniu modlitewnym naszej wspólnoty stanęłam akurat między dwoma kolegami. A ponieważ grane pieśni z początku były dość żywiołowe, a oni wyżsi ode mnie, więc od każdego z nich mogłam dostać... z łokcia! Że mnie oszczędzili to prawdziwy cud :) Ale przypominając sobie wspomniane czytanie biblijne pomyślałam, że to piękne, że w Kościele jest tyle ŁOKCI. Każdy człowiek, każda wspólnota ma swój dar, którym może służyć. Dziękowałam za to, że mogłam w nim odnaleźć swoje miejsce. 

Ta historia przypomniała mi się wczoraj, bo w salce, w której było spotkanie, było dość duszno, a ja usiadłam szczęśliwie między dwiema dziewczynami, z których jedna miała wachlarz, a druga apaszkę. Jak bardzo potrzebne są wszystkie łokcie!

Potem wstąpił do wnętrza i zmierzył filar przy wejściu: dwa łokcie, oraz szerokość wejścia: sześć łokci, i boczne ściany wejścia: siedem łokci z jednej i z drugiej strony. I zmierzył jego długość: dwadzieścia łokci, oraz szerokość: dwadzieścia łokci po przedniej stronie głównej budowli. I powiedział do mnie: "Jest to Święte Świętych" (Ez 41,3-4).