(źródło zdjęcia: wiki)
Zawsze, ilekroć jestem w Warszawie, porusza mnie jej historia. Tak, wiem, wiele innych miast też było zniszczonych. Ale ona miała zniknąć z powierzchni ziemi. Idę sobie między katedrą a szpitalem i powstrzymuję się, żeby nie nazbierać kasztanów (przedszkolanka z naszej wspólnoty nie wiedzieć, czemu nie chce kasztanów ze stolicy :)). Mijam tramwajem toporne bloki z czasów komuny i domyślam się, że zastąpiły jakieś urocze kamieniczki. Ulica Krucza, ulica Chmielna... przypomina mi się, jak to bohaterki powieści Gojawiczyńskiej wyścigały się, która dłużej przejdzie krawężnikiem. Spotykamy się ze znajomymi w Łazienkach, punkt orientacyjny - pomnik Chopina. Nie ten oryginalny, pocięty na kawałki... ale przecież jest!
Coś, czego miało nie być - jest i tętni życiem. Zło nie jest wszechmogące. I nie będzie.
Oświeć moje oczy, bym nie zasnął w śmierci,
by mój wróg nie mówił: "Zwyciężyłem go",
niech się nie cieszą moi przeciwnicy, gdy się zachwieję.
Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu;
niech się cieszy me serce z Twojej pomocy,
chcę śpiewać Panu, który obdarzył mnie dobrem.
(Ps 13,4-6)