wtorek, 26 lipca 2016

Burza


Jeszcze jedna opowieść o Bożych cudach. Znajome małżeństwo z trójką dzieci jechało na wakacje na Suwalszczyznę. Przez cały dzień była piękna pogoda, gdy nagle, kiedy znaleźli się w lesie, rozpętała się burza, tak straszna, że drzewa padały na drogę. Już kiedyś to przeżyli, w bardzo podobnych okolicznościach i wtedy też doświadczyli Bożej Opatrzności. Teraz nie mogli jechać dalej, zatrzymali auto za grupą samochodów i zaczęli odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Kiedy burza wreszcie się skończyła, okazało się, że na całej szerokości drogi leży powalone drzewo. Wtedy z jednego samochodów wyszedł mężczyzna, otworzył bagażnik i wyciągnął z niego... piłę tarczową :) Z pozostałych aut zaczęli wychodzić inni panowie - jedni cięli drzewo na kawałki, inni sprzątali je z drogi. Wkrótce znajoma rodzina mogła wyruszyć dalej. 
Mieli nocować u zaprzyjaźnionego księdza, jednak okazało się, że dojazd do plebanii i kościoła był utrudniony - wokół leżało mnóstwo połamanych drzew. Co jednak dziwne, każde z nich mogło spaść na kościół, ale dziwnym trafem wszystkie przewróciły się w inną stronę, jakby je ktoś układał. Okazało się, że przez wieś przeszła trąba powietrzna. Co w czasie żywiołu robił ksiądz? Sprawował mszę świętą (intencja była akurat za tę rodzinę) i modlił się za swoją wieś. Co prawda, kiedy z witraży wyleciały szyby i zgasło światło, miał ochotę przerwać mszę i wybiec na zewnątrz, ale stwierdził, że jeśli to koniec świata, to właśnie robi to, co najlepsze.
A ta msza miałaby miejsce w zupełnie innej porze (bo czasem w wiejskich parafiach nikt nie przychodzi na mszę), gdyby nie to, że jakaś kobieta, jadąc samochodem, zobaczyła kościół. Okazało się, że miała ogromne pragnienie spowiedzi i na ten widok, niewiele myśląc, zatrzymała się i poprosiła zupełnie nieznanego księdza o spowiedź, a potem spytała jeszcze, czy będzie sprawował mszę świętą. Nie mógł przecież odmówić...

On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: "Milcz, ucisz się!". Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.
Mk 4,39

poniedziałek, 25 lipca 2016

Opatrzność na komórkę


Za trzy tygodnie nadmorska, a ja już otrzymuję buziaka od Boga Ojca. To jakie cuda Bożej Opatrzności będą się działy na miejscu?

Pamiętacie kolegę od stronki ewangelizacyjnej? Ostatnio ma urwanie głowy z powodu ŚDM-u i wrzuca na swoją stronę tysiąc informacji na minutę (no, prawie). Dzisiaj wielu młodych z diecezji i nocujących u nas pielgrzymów z zagranicy wyruszyło już do Krakowa, ale nie wszyscy. Idę sobie w stronę Starego Rynku, gdy słyszę śpiewy. Podchodzę bliżej, a to jakaś wspólnota neokatechumenalna z Danii. Chwytam komórkę, nagrywam minutowy filmik (będzie na stronę) i rozpoczynam dialożek esemesowy: "Słuchaj, ale akcja! Na rynku są neony z Danii!" "Ale są czy coś robią? :)" "Śpiewają, nagrałam. Teraz jest katecheza. Może coś jeszcze nagram, ale komórka mi pada". W międzyczasie dorywa mnie drugi kolega, zafascynowany neokatechumenatem, oczywiście tłumaczy, że to nie żadna katecheza, tylko głoszenie kerygmatu (nic nie szkodzi, mogę się nie znać, ale dla mnie wszystkie wspólnoty w Kościele są piękne), gada, gada, tamci zaczynają śpiewać, więc coś jeszcze próbuję nagrać. Następnie żegnam Maćka, idę na adorację, ale słyszę, że śpiewy się skończyły. Myślę sobie, czy jednak nie wyjść, żeby spytać tłumaczkę o więcej informacji (do zamieszczenia w necie). Wychodzę, a tam już jest z aparatem... kolega od stronki. Mieszka na peryferiach miasta, więc wychodzi na to, że albo ma bilokację, albo ma rower lepszy od ojca Mateusza. Wracam tedy na adorację i... pada mi komórka. 
Nie mielibyśmy ani filmu, ani zdjęć. Kocham te "przypadki" Pana Boga :)

Opatrzność Boża obmyśla najdrobniejsze szczegóły.
św. brat Albert

niedziela, 24 lipca 2016

Goście z kurą



Idę sobie dzisiaj główną ulicą naszego miasta, mijam tłumy ludzi i myślę sobie: "Zaraz... tydzień temu o tej porze rozdawaliśmy ulotki na ŚDM w diecezji... dwa tygodnie temu też... porozdawałoby się jeszcze trochę!".
Różne piękne rzeczy działy się w tych dniach w większych i mniejszych miejscowościach. Różnorodność Kościoła, która mnie nieustannie zachwyca, świadectwa o sytuacji Kościoła w różnych krajach, niejednokrotnie przejmujące. Ale w tym wszystkim - radość. Jakiś Australijczyk udostępnia na FB film z czuwania, prowadzonego przez naszą wspólnotę, z komentarzem: "Ej, oni śpiewają to samo, co my!" :) Cudownie roztańczeni Gabończycy; Kolumbijczycy, śpiewający basem hymn ŚDM-u po polsku, Chińczycy z Hong Kongu z nieodłącznymi aparatami fotograficznymi, Francuzi śpiewający na środku ulicy po hiszpańsku, Włosi (i to w mojej parafii!), pianiści z Angoli, robiący sobie zdjęcia z naszą wspólnotową pianistką :), Zambijczycy, niosący w darach kurę (potem między znajomymi powstała cała historia na temat tego, czy kura została zjedzona na plebanii w pobliskiej miejscowości, w której nasi goście nocowali, czy jednak udało jej się zbiec :)). I wielu, wielu innych...
Oni wszyscy jutro wyjeżdżają do Krakowa - ale to nie koniec, to dopiero początek. W naszej diecezji w ciągu roku jak grzyby po deszczu wyrosły wspólnoty młodzieżowe, w niektórych małych miasteczkach regularnie odbywają się wieczory chwały. We wrześniu ma być kolejna ewangelizacja miasta, a moi koledzy w pracy już pytają, czy się zaangażuję - pewnie jak Bóg da, to tak. 
Ale ŚDM to nie tylko dar dla naszej diecezji, ale i dla całej Polski. Ciągle nie mogę wyjść z podziwu dla pomysłów Pana Boga.
Dzisiaj jadę autobusem przez pewne miasteczko (to od kury), a nad przystankiem autobusowym napis: "Bóg jest miłością!". No, wreszcie wybrzmiało to nawet tam:)

Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli.
Mt 13,16-17

piątek, 8 lipca 2016

Rowerek


Kolega wychodził ze swoimi trzema synkami na spacer, kiedy zaczepił go jeden z mieszkańców bloku: 
- Ta biegówka to już trochę mała, może chcecie większą?. 
- Nie, nie - odparł kolega - dla najstarszego myślimy już o rowerze z pedałami.
- Aaa, taki to ja też mogę dać. A nie chcecie fotelika na rower dla najmłodszego?

Od słowa do słowa jednego wieczoru otrzymali dwa całkiem dobre rowery i fotelik, zupełnie za darmo. Ten ostatni dokładnie taki, jaki chcieli kupić. Kolega mówi, że przez kilka godzin nie mógł ochłonąć.

Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie.
(Mt 6,8)
 

wtorek, 5 lipca 2016

Układanka


Koleżanka siedzi sobie na adoracji w kościele na śródmieściu, gdy ktoś podsuwa jej pod nos zapisaną kartkę. Pierwsza myśl: "O nie, znowu jakiś narkoman!". Ale patrzy, że na kartce nie ma słowa o pieniądzach, za to jest nazwa... naszej wspólnoty i kilka imion. Wychodzi z tym mężczyzną z kaplicy. Okazuje się, że jest on byłym więźniem, a my dawno temu posługiwaliśmy w zakładzie karnym, w którym przebywał. Zapamiętał nazwę wspólnoty i parę imion, jest właśnie w naszym mieście, chciałby przyjść na spotkanie modlitewne. Koleżanka jest akurat z innej, ale zna nas i wyjaśnia, gdzie się spotykamy i kiedy.
I rzeczywiście - mężczyzna przychodzi na nasze spotkanie wraz z żoną. Pośród różnych świadectw pada i jego - o tym, jak w więzieniu odkrył miłość Bożą, jak to wpłynęło na jego życie.
Na spotkanie przyszła także kobieta, której syn właśnie trafił do więzienia.

Opatrzność Boża obmyśla najdrobniejsze szczegóły.
św. brat Albert