W dodatku od sióstr karmelitanek dostałam... stosik:
O Edycie Stein, św. Janie od Krzyża, bł. Elżbiecie od Trójcy Świętej. A jeszcze przecież trzeba będzie przeczytać książki, które zaproponowałyście w candy :). Prócz tego robię różne rzeczy, które wkrótce zamieszczę na drugim blogu (naliczyłam 5 zaczętych rzeczy, wkrótce dojdzie szósta). W tygodniu biegam do pewnego uroczego maluszka. W pracy urwanie głowy (ale bardzo przyjemne). No i kiedy tu czytać, kiedy? Chyba że jak znajoma, którą ostatnio widziałam w tramwaju: w jednym ręku siatka z zakupami, w drugim książka. Pięknie wyglądała. Żywa reklama czytelnictwa :)
Mam zawsze książkę pod ręką, zwłaszcza w kolejkach instytucji zdrowotnych... Lubię każdą wolną chwilę wykraść na czytanie!
OdpowiedzUsuńW instytucjach zdrowotnych staram się pojawiać jak najrzadziej... zwłaszcza że pewnie za parę miesięcy znów wyląduję w szpitalu, brrr.
UsuńJa poza domem preferuję różaniec - można odmawiać z zajętymi rękami:)
OdpowiedzUsuńInna rzecz, że jako bezrobotna, bezdzietna i beznadziejna czasu na czytanie mam dużo.
Kiedyś, w czasach szczenięcych, jeździłam sobie na dłuuugie rowerowe wyprawy - i po drodze mówiłam różaniec.
UsuńDzikusko, ale jak to - beznadziejna? Chyba że chodzi ci o to, że jesteś beznadziejnym i nieuleczalnym typem mola książkowego, który czyta wszystko zawsze i wszędzie, od reklam na przystanku po napisy na butelce od szamponu... też tak mam :)
To też, ale zasadniczo miałam na myśli bardziej typowe znaczenie tego słowa.
UsuńFajnie mieć takie siostrzyczki.
OdpowiedzUsuńpzdr
Oj, tak. Tylko trochę mało fajnie, jak się ma pokój gościnny nad kaplicą i słyszy się dzwonek o 5.30, 6.00, 6.30, 7.00... :)
Usuń