niedziela, 5 sierpnia 2018

Zakaz narzekania


Uśmiałam się wczoraj z siebie. A było to tak.

Lubię robić zdjęcia na uroczystościach w małych parafiach - atmosferę rodzinności (szczególnie jeśli w dodatku widać kilka znajomych twarzy), rowery pod płotem, grupki młodych, rodziny z dziećmi, proboszczów znających parafian od małego. Wczoraj robiłam zdjęcia w takim małym gronie - ale chociaż parafia niewielka, fotografów przybyło sporo. Była dziewczyna z parafii, był pewien dwumetrowy fotograf, który jest wszędzie, było dwóch chłopaków z miejscowych mediów - wiadomo, każdy chce wykonać swoją pracę, ale stara się jednocześnie, żeby drugiemu nie zasłaniać. A zwłaszcza jak ma dwa metry przy moim wzroście Małej Tereski (naśladując świętych Karmelu mam - podobnie jak ona - 158 cm) - za taką malizną można stanąć i też się zrobi. Ale był fotograf, który doprowadzał mnie do szewskiej pasji - latał, krążył, skakał, wszystkim właził w kadr w najbardziej newralgicznym momencie. No miałam mordercze instynkty na jego widok.

Po uroczystościach wszyscy zostaliśmy zaproszeni na grilla, więc gadam sobie z kierowniczką parafialnego chóru, którą okazała się być moja znajoma z warsztatów gospel. Nawet miałam się poskarżyć na tego szalonego dokumentalistę, ale w międzyczasie zmieniłyśmy temat, a potem D oddaliła się z drugą koleżanką po coś do picia. Za chwilę D mnie woła: "Kawusiowo, muszę ci kogoś przedstawić! To mój narzeczony!". Domyślacie się, kogo mi przedstawiła :)

Cóż, narzeczony kierowniczki parafialnego chóru może wszystko!

Nie sprzeczaj się z człowiekiem potężnym,
abyś przypadkiem nie wpadł w jego ręce. 
Syr 8,1

1 komentarz: