sobota, 14 września 2013

Będziesz Biblię nieustannie czytał...

Gdzieś na strychu u moich rodziców leży bardzo zniszczona książka. Pożółkłe karty, staromodne ryciny. Zaczytywaliśmy się w niej z bratem, to nasza ulubiona lektura z dzieciństwa. Nazywa się "Historia święta" i jest podręcznikiem do religii... właściwie nie wiem, czy wujka, czy dziadka. Brat lubił przypowieści, a mnie, jak typową kobietę, zachwycały relacje: to, że Abraham, Mojżesz czy Eliasz rozmawiali z Bogiem jak z przyjacielem, to, że młody Tobiasz, przeżył niezwykłą przygodę z wraz z archaniołem Rafałem, to, że jego przyszła żona, Sara, była tak szczera przed Bogiem, to, że Józef był w stanie przebaczyć braciom, którzy tak bardzo go skrzywdzili...
Potem przez wiele lat do niej nie sięgałam - a tym bardziej do Pisma Świętego. Pod koniec liceum miałam przyjemność (sic!) przeczytać opracowania biblijne prof. Anny Świderkówny. Próbowałam też zacząć czytać Biblię od początku, ale utknęłam na Księdze Liczb. W tym roku po lipcowych rekolekcjach znów zachciało mi się przeczytać całe Pismo Święte. Codziennie chociaż jeden podrozdział. Przede mną Księga Kronik i wyliczanka, kto był czyim synem... Mam kolegę, który przeczytał cały Stary Testament i dwa razy Nowy, i to w dodatku w tym nowym tłumaczeniu paulistów (to wydanie ma świetne przypisy, ale tłumaczenia nie trawię. Chociaż niektórym ono odpowiada). Oczywiście nie chodzi o jakiekolwiek porównywanie się, ale delektowanie się Słowem, tą przyjaźnią, zachętą do zaufania mimo przeciwności. Pismo Święte pokazuje miłość i wielkość Boga, ale też ludzką słabość, moją słabość. Nieraz zachowuję się jak pewien żołnierz z 2 Księgi Królewskiej, który w obliczu długotrwałej klęski głodu nie mógł uwierzyć, że Bóg może w jednej chwili zmienić tę sytuację. Nieraz jak Eliasz mam po prostu dość i najchętniej schowałabym się w jakiejś dziupli. Nieraz nakręcam się w lęku przed czymś zupełnie jak Abraham (poczytajcie, co robił w Egipcie).
W sumie aż dziwne, że nie zaczęłam pisania bloga od tej książki... a właściwie Księgi. Ale ona jest jedyna w swoim rodzaju.
Roman Brandstaetter tak zapisał testament swojego dziadka: Będziesz Biblię nieustannie czytał (...). Nigdy się z nią nie rozstaniesz. A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi.

2 komentarze:

  1. Należę do tych osób, które są zachwycone najnowszym wydaniem paulistów- dopracowane( efekt wielu długich lat pracy zespołu), do mnie trafia w sposób zadziwiający. Cieszę się, że je mam!
    Brandstaettera bardzo lubię czytać! Dwadzieścia lat temu rozważała możliwość nadania szkole jego imienia, ale " zwyciężyła" Stefania Łącka( post z 16 maja). Pozdrawiam Renatko, dobrze, że jesteś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, wierzę, że zespół się napracował i że robił to z serca i z zaangażowaniem - i nie mogę się przekonać :(. Może kwestia za bardzo uwspółcześnionego języka? Albo przyzwyczajenia do brzmienia pewnych cytatów?

      Usuń