Zabierałam się do tej książki jak pies do jeża - znowu jakiś amerykański poradnik o gnaniu za sukcesem, bleee - ale okazało się, że nie było się czego obawiać. Chociaż realia parafii w Stanach Zjednoczonych są zdecydowanie odmienne od naszych (co zostało interesująco przedstawione w przypisach), to jednak... hm... czy nie mamy czasem wrażenia, że nasze parafie umierają? Że młodzi nie znajdują w nich miejsca dla siebie? Że msze dla dzieci przypominają plac zabaw? Że niektóre pobożne panie są takie dziwne, a organiście słoń na ucho nadepnął?
Ksiądz Michael i jego świecki współpracownik, Tom, opowiadają o tym, jak Bóg postawił na nogi ich umierającą parafię (zaczynając od nich samych). Oczywiście, momentami książka brzmi jak amerykański poradnik, nie z każdym pomysłem można się zgodzić (z drugiej strony autorzy zaznaczają, że działanie, które "chwyciło" w ich parafii, w innej może okazać się całkowitym niewypałem. Wszelkie pomysły należy przemodlić i rozeznać!), ale mimo to dużo można zaczerpnąć.
W ożywieniu parafii nie chodzi o mnożenie działań - które często rozwijają w parafianach (czy uczestnikach rekolekcji) postawę roszczeniową. Sednem istnienia parafii jest nikt inny, tylko Chrystus i głoszenie Jego Imienia, ewangelizacja, dlatego też podejmowane działania mają mieć cel. Koniec z kazaniami z kartki (i nie na temat) - homilie układają się w pewną strategię formacyjną dla parafian. Zamiast częstych składek - podejmuje się kroki ku dziesięcinie (proboszcz daje swoje 10 % od razu... może to kontrowersyjny pomysł, kojarzący się z kościołami protestanckimi... ale z drugiej strony wiele projektów ewangelizacyjnych czy misyjnych nie mogłoby zaistnieć bez stałego wsparcia finansowego... a i Paulina Jaricot, zakładając w XIX wieku dzieła pomocy misjom, myślała o tym, aby pomoc polegała na skromnym, ale regularnym wsparciu). Pracowników czy wolontariuszy zatrudnia się roztropnie (głownie tych, którzy CHCĄ SŁUŻYĆ i kochają parafię, a nie chcą tylko ładnie wyglądać w pierwszej ławce). Ważną staje się skromna posługa osób witających osoby wchodzące do kościoła. Zwraca się uwagę na muzykę, na stałą formację i miejsce dla młodzieży.
Co istotne, parafia otwiera się na osoby nie uczęszczające do kościoła. Koniec z pokazywaniem palcem tych, których i tak na mszach świętych nie ma. "Tim z Timonium" - to hasło oznacza przeciętnego mieszkańca dzielnicy, kiedyś może ochrzczonego, ale nie zainteresowanego Bogiem. Jak do niego dotrzeć, aby doświadczył, że to jego parafia, jego Kościół... jego Bóg?
ks. Michael White, Tom Corcoran, Odbudowana. Historia katolickiej parafii, Wydawnictwo Przystanek Jezus, Gubin 2013.
Hej, czytałam to :), naprawdę świetna rzecz, daje nadzieję i narzędzia do ręki...Pozdrawiam bratnią duszę w wierze, czytaniu i piciu kawy
OdpowiedzUsuńWitam Mamę z Dużego Domu w mych skromnych progach :)
Usuń