wtorek, 8 września 2015

Po królewsku


(zdj. ze strony http://miejscadolnyslask.pl/zamek-ksiaz/)

Wczoraj zaczepiła mnie na FB moja koleżanka ze szkoły średniej. Sama niewierząca (a może raczej nie posiadająca doświadczenia Boga żywego), zaczęła stawiać pytania właśnie o wiarę. Porozmawiałyśmy sobie głęboko, choć pewnie nie powiedziałam jej dokładnie tego, co byłoby jej potrzebne... niech to już Pan Jezus naprawia. 

Pomyślałam sobie, że jako wierzący nie zdajemy sobie nieraz sprawy, jak dużo mamy. Mieszkamy w królewskim pałacu, codziennie możemy biegać po królewskich ogrodach, jeść przysmaki z królewskiego stołu. Mamy wspaniałych nauczycieli (świętych). Ale najlepsze jest to, że mamy swobodny dostęp do naszego Króla - jesteśmy Jego dziećmi. Możemy z Nim rozmawiać, być blisko, przytulić się, patrzeć w Jego oczy, wypłakać się albo nacieszyć, a nawet powygłupiać, jak dzieci. A jednocześnie pod murem zamku stoi ktoś, kto jest głodny tej miłości, a nawet nie pomyśli, że dla niego też jest miejsce w tych ogrodach, w tym pałacu... w ramionach Ojca.

Chyba czas wyjść za bramy pałacu...

Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha, zapomnij o twym narodzie, o domu twego ojca! Król pragnie twojej piękności: on jest twym panem; oddaj mu pokłon! (Ps 45, 11-12)


2 komentarze:

  1. Pięknie to ujęłaś.
    Jesteśmy szczęśliwcami- zwłaszcza w trudnych godzinach.
    Żal mi ludzi wojujących z Bogiem, bo sami się krzywdzą okrutnie.
    A my możemy zawsze się przytulić...

    OdpowiedzUsuń