wtorek, 7 lutego 2017

Musztarda i wola Boża


Przed rekolekcjami miałam dyskusję na jednym forum z osóbką, która twierdziła, że wolą Bożą jest cierpienie człowieka. Święty Paweł mówił: "wolą Bożą jest wasze uświęcenie" (1 Tes 4,3), św. Ignacy zalecał, żeby zachować wolność serca zarówno w czasie pomyślności, jak i trudów... ale dziewczę wiedziało lepiej :) Bo przecież święci cierpieli. No tak, ale sensem ich życia nie było cierpienie, tylko Chrystus. 

Święta Teresa z Avila prosiła, żeby na Boże Narodzenie Pan dał jej prezent w postaci jakiegoś cierpienia, ale chodziło jej o to, żeby mogła coś ofiarować w intencji ginących dusz, bo rozpalało ją pragnienie apostolstwa. "Twierdzę wewnętrzną" pisała przy postępującym paraliżu rąk, czasem po prostu dyktowała passusy siostrze Annie od św. Bartłomieja. Skończyła pisać przed Bożym Narodzeniem, a w święta... złamała rękę. Ale lewą, a była praworęczna. Pan Bóg nie dopuścił cierpienia ponad miarę. 

W trakcie rekolekcji oparzyłam dłoń wrzątkiem. Właściwie to ktoś na mnie wpadł i tak to się skończyło. Tymczasem wieczorem trzeba było pobiegać z aparatem, a prócz tego miałam jeszcze inne posługi i potrzebowałam sprawnych rąk. Czuję, że dłoń szczypie, polałam ją zimną wodą mineralną, ale to chyba za mało. Poleciałam do służby medycznej - jedyne, co mogły poradzić, to żebym postała na dworze z ręką w kubełku. Akurat na to nie miałam czasu. Cóż, trzeba było użyć innego środka - modlitwy.

Najpierw spotkałam kleryków i oczywiście zapewnili, że westchną. Na sali nie było naszego proboszcza, ale był pewien ksiądz staruszek... tyle że właśnie otoczony gromadką pań zasypujących go pytaniami. Przebijać się przez tłum czy nie? W tym momencie nadeszła mama mojego kolegi: "Pani Mario, polecam się, bo..." - i opowiedziałam jej całą historię. Dobra niewiasta się przejęła, oznajmiła, że jest w diakonii modlitwy wstawienniczej i popędziła do swoich towarzyszek, z którymi była na rekolekcjach. Wysłałam kilka smsów do przyjaciół, po czym prawie weszłam na pewną siostrę zakonną. Siostra jest artystyczną duszą (układa kwiaty i nie tylko) i uroczą powsinogą (pasjami jeździ na rowerze i zachwyca się pięknymi krajobrazami - a potem zabiera tam na wycieczki swoich podopiecznych), ale czasem jak coś palnie. "Siostro, proszę o modlitwę, bo...". A siostra na to: "A jeśli to woooola Boooooża?". "Siostruś! - mówię - wolą Bożą jest to, żebym wykonała, co mam do wykonania, a nie była uziemiona. Ręka mi się nie może trząść!". "A... no to trzeba się modlić!" "No właśnie!"

Na to wszystko nadeszła pani Maria, oznajmiając, że pomodliły się z koleżankami, a najlepiej, żebym sobie posmarowała rękę... musztardą. Wolą Bożą w tym momencie było chyba, żeby zeszło ze mnie napięcie. Ochłodziłam dłoń w jeszcze inny sposób (chociaż nie musztardą!) i wykonałam, co miałam wykonać. Dłoń jest całkowicie zdrowa. A że więcej ludzi musiało się modlić o to, żebym dała radę - może to i lepiej? W końcu wola Boża jest zawsze dobra :)

Pan Bóg ma plany swoje - przeolbrzymie, na daleką metę zakreślone, do których nasze osoby są przewidziane dla wykonania pewnej cząsteczki. Mądrzej jest wyrzec się swych własnych planów, a szukać poznania woli Bożej.
Sł. B. bp Adolf Piotr Szelążek

7 komentarzy:

  1. Zawsze się dziwię skąd w ludziach ta wiedza, że Pan Bóg chce naszego cierpienia..
    Cierpienie to tylko narzędzie,,,

    OdpowiedzUsuń
  2. Cierpienie po prostu nie jest celem, ale środkiem do celu. I Bóg dość często tym środkiem się posługuje i osiąga wspaniałe efekty.Nie zgodzę się więc nigdy, gdy ktoś twierdzi, że cierpienie jest bez sensu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie jest bez sensu, a poza tym nie żyjemy jeszcze w niebie, więc będziemy go doświadczać. Nie każde cierpienie pochodzi od Boga, natomiast On umie wyprowadzić z niego dobro. Ale jak ktoś gada tak, jakbyśmy od Boga mogli się spodziewać tylko zła, cierpienia, przeciwności - to nie rozumiem czegoś takiego. Nie mam doświadczenia Boga, który mi dowala i jeszcze ma radochę z tego, że cierpię. Mam doświadczenie Boga, który jest ze mną w cierpieniu, tak jak był z apostołami pośród burzy na jeziorze.

      Usuń
  3. dokładnie tak myślę. On nigdy nie ma z tego radochy, nawet, gdy dopuszcza ból i chorobę, robi to ze złamanym sercem. Jak matka, która pozwala na operację dziecka, by było zdrowsze.
    Ale coraz więcej ludzi głosi, że cierpienie nie ma sensu, że gdy tylko się pojawi, trzeba rzucić wszystkie wysiłki, by je zlikwidować, bo z cierpienia nie wyniknie żadne dobro. Moj mąż mówi, ze to mentalność współczesnego świata przerzuca się na duchowość. Gdy boli, weź tabletkę, zlikwiduj ból za wszelką cenę. Nie zastanawiając się skąd się pojawił i po co.
    Wiesz Kawusiowa, moja pierwsza myśl, gdy złamałam rękę była modlitwą: Panie, przyjmij to cierpienie. Szeptałam to i szeptałam cały czas czekając na karetkę. Wiem, że przyjął.

    OdpowiedzUsuń
  4. Musztardą? Myślałam, że to żart, ale internet mówi, że to faktycznie działa. Aż trochę szkoda, że jednak nie sprawdziłaś :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdziłam po rekolekcjach i rzeczywiście. Ale wtedy to mnie rozśmieszyło - i dobrze :) Także pozdrawiam

      Usuń