Nie jest łatwo. Jest złość, bunt. Każde obostrzenie skutkuje tąpnięciem psychicznym. Brakuje swobodnych wyjść, spacerów z aparatem i bez, kawy u przyjaciół, zwariowanej pracy, mnóstwa wydarzeń w Kościele i takiej zwyczajnej wieczornej mszy w parafii. Brakuje słońca. Większy lęk o mandat niż o możliwość zachorowania. Jest trud mieszkania samemu, dziwnych hałasów na klatce schodowej o 23 w nocy, niemożności otworzenia buzi do kogoś, z kim by się tak normalnie pogadało.
Są jednak spotkania modlitewne na Skype'ie, msze i nabożeństwa online, jest Jego Słowo. Są msze z modlitwą o uzdrowienie, podczas których padają słowa, że Pan Jezus dotyka konkretnego schorzenia, o które się martwię, a którego teraz nie mogę leczyć. Albo że dotyka osób, u których ta sytuacja może doprowadzić do depresji. A ja jej nie chcę - już mi wystarczy. Jest różaniec u kleryków, którego słuchanie przynosi pokój. Można się położyć i zasnąć - nie dlatego, że tak nudno, tylko jakby się było dzieckiem na rękach u Matki. Są pieśni, które przychodzą na myśl, więc śpiewam głośno, najwyżej pies sąsiadów będzie wyć. Jest powrót do pieczenia bułek, drugi sweter na drutach prawie w całości, jest uczenie się nowych umiejętności, które mogą kiedyś przydać się w pracy. Jest Jego obecność. Mimo wszystko.
Kiedy latem przeprowadzałam się na nowe miejsce, szkoda mi było właściwie tylko jednego - że nie będę na Triduum w pewnej parafii, do której chodziłam od lat. Ale nie myślałam, że to Triduum będzie aż tak inne :) Życzę wam, kochani, żebyście mimo inności tego czasu doświadczyli mocno Jego bliskości.
2 Tm 1,10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz