piątek, 8 maja 2020

Ekstremalnie


Martwię się różnymi rzeczami: brakiem finansów, własnego mieszkania, rodziny, relacjami w pracy, ciągle niepewną sytuacją. Potrafię się bardzo zamartwić własną bezsilnością.

A jednocześnie to czas, kiedy łażę po opłotkach. Teraz wszyscy tam chodzą, więc jest bezpiecznie. Poznaję okoliczne lasy, łąki i ścieżki nad Wisłą. Dzisiaj przy punkcie widokowym przecięła mi drogę kilkuletnia dziewczynka. Tata wołał ją, by się zatrzymała, ale mała oczywiście swoje. Do czasu. Widok z punktu jest niesamowity, ale tuż pod nim rozpościera się stroma skarpa. "Ach, tatusiu, choć tu, tsymaj mnie, bo jak się poślizgnę, to spadnę i co to będzie!" - wyrzuciła z siebie. Uśmiechnęłam się. Przed chwilą podobnymi słowami zwróciłam się do Ojca Niebieskiego, przechodząc wąską ścieżką po szczycie fortu. Ale żeby zejść nad Wisłę, wcale nie trzeba spadać. Wystarczy pójść w lewo, po czym wybrać którąś ze ścieżek między drzewami. Ptaki urządzają tam listę przebojów, czasem nawet mignie jelonek, potem mija się bajorko, a za chwilę pojawia się piaszczysty brzeg. "Ach, tatusiu! Któlą ścieskę wybiezemy? - słyszę ją jeszcze za plecami - Chyba tą, bo tamta jest ekstlemalna!". Schodzę na dół, ale wciąż słychać szczebiot o "ekstlemalnych widokach" i "ekstlemalnej ściesce".

Jestem jak to dziecko. Poznaję ciągle nowe drogi. Kiedy widzę piękno, które stworzył, czuję się bezpieczna. Kiedy przypominam sobie, że jestem Jego córką, mija lęk.

Mój Ukochany jest jak gór wyżyny,
Jak samotne doliny wśród gajów tonące,
Wyspy osobliwe,
Jak potoki rozgłośnie szumiące,
Jak tchnienie wiatru miłośnie wiejące.
św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa (14)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz