niedziela, 24 marca 2013

Podręcznik dla ambasadorów

Mama Pietruszki niedawno pisała w którymś z komentarzy, że zawsze jest czas, żeby głosić Dobrą Nowinę. Tylko że to wcale nie jest takie proste. Może rodzinom jest łatwiej? Jakiś czas temu na przykład gromadka dzieci tak mnie zewangelizowała, że przez długi czas nie mogłam wyjść z podziwu. Otóż byłam na bardzo dobrej kawusi u pewnej niezwykłej mamy, która razem z mężem wychowuje sześcioro dzieci. I jak popatrzyłam, jak te małe rojbry się do siebie odnoszą, to aż się zakrztusiłam kawusią z wrażenia. Długo jeszcze chodziły mi po głowie słowa "Spójrzcie, jak oni się miłują"... Cóż, to się właśnie nazywa preewangelizacja.
Książkę Nowa Ewangelizacja dawno już chciałam przeczytać i to nie tylko dlatego, że - jak napisał ktoś na stronie wydawcy - warto ją mieć. Otóż nie tylko warto ją mieć, ale i przeczytać, i wracać! Osoby - może szczególnie te zaangażowane we wspólnotach kościelnych - często słyszą, że mają głosić Ewangelię, że są ambasadorami Chrystusa. W pierwszej części książki ów nakaz misyjny (Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię, Mk 16,15) jest szczególnie często przypominany. Autorzy przytaczają też wypowiedzi papieży i dokumenty Kościoła. Na przykład: Obowiązek ewangelizacji należy uważać za łaskę i właściwe powołanie Kościoła; wyraża on najprawdziwszą jego właściwość (Evangelii nuntandi 14). Ale jednocześnie człowiek czuje się wobec tego wezwania bardzo mały. Co robić, żeby wszystkiego nie zepsuć? Na szczęście w ewangelizacji najważniejsze nie jest - wbrew pozorom - mówienie, ale słuchanie. Po pierwsze - słuchanie Ducha Świętego, bo bez osobistej relacji z Bogiem nie ma mowy o żadnej ewangelizacji, o żadnym przekazywaniu wewnętrznego ognia, można co najwyżej popaść w niepotrzebny aktywizm. Po drugie - wysłuchanie z szacunkiem i miłością drugiej osoby.
Autorzy zamieszczonych w książce konferencji zwracają także uwagę na przeszkody w głoszeniu Dobrej Nowiny. To zarówno bariery wewnętrzne, istniejące w samym uczniu Chrystusa (a więc chociażby lęk, zniechęcenie, zamykanie się w sobie, w swoim środowisku, oczekiwanie natychmiastowych owoców), ale i zewnętrzne, jak uleganie różnym naciskom czy niepotrzebnym sporom. Wobec tego koniecznym jest, abyśmy wszyscy poczuli się adresatami Nowej Ewangelizacji, owego przepowiadania, odnowionego przez kerygmę na wzór początkowego głoszenia (...). Każdy z nas potrzebuje słów nadziei, motywacji do pokonania dalszej drogi krokiem szybkim i zdecydowanym, aby móc zaproponować innym tę samą wędrówkę nadziei. Każdemu z nas potrzeba doświadczenia Boga, objawiającego się w Chrystusie, aby wszystkim, którzy Go poszukują - a takich jest wielu - móc odpowiedzieć przede wszystkim życiem, a nie wielkimi, często zubożałymi doktrynami. Nowej Ewangelizacji nie da się przeprowadzić za pomocą sloganów i gotowych zwrotów, przygotowanych przez innych. Ona potrzebuje przede wszystkim świadków, którzy głosić będą to, co sami widzieli, słyszeli i czego dotykali.
Niezwykle cenne są także uwagi ks. Artura Sepioły z Gliwic, zawarte w drugiej części książki - a więc nie tylko o tym, czym jest ewangelizacja i że trzeba ewangelizować, ale też o tym, w jaki sposób się do niej przygotować, aby przepowiadanie Chrystusa było rzeczywiście czytelne.
Niestety, do tak dobrej pozycji mam jedno zastrzeżenie. Mam nadzieję, że nakład książki szybko się wyczerpie i drugie wydanie będzie miało dokładniejszą korektę.

Nowa Ewangelizacja. Kerygmatyczny impuls w Kościele, praca zbiorowa, Wydawnictwo Przystanek Jezus, Gubin 2012

3 komentarze:

  1. Wiesz ja tak mam, że moje własne dzieci mnie ewangelizują. Jak się wieczorem modlą. Jak przekazują w kościele znak pokoju. Jak się o siebie troszczą.

    Kiedy 11 listopada moje dzieci spontanicznie zerwały się w kościele na równe nogi przy "Boże coś Polskę" czułam taki powiem patriotyzmu jakiego na pewno nie było na żadnym marszu czy wiecu tego dnia.

    Dzieci to największy dar.

    I podtrzymuję, zawsze jest czas żeby głosić Dobrą Nowinę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli pewnie, gdybym była u was na kawusi, też zostałabym zewangelizowana przez dzieci... i bardzo dobrze :)

      Usuń
    2. Myślę, że miałabyś też niezły ból głowy ;). Co jak co, ale hałasu to nasza dwójka potrafi zrobić co niemiara :D.

      Usuń