poniedziałek, 6 lutego 2017

Błogosławcie IV, czyli fajnie mieć braci


Kolega od stronki to po prostu kolega od stronki - żaden chłopak czy narzeczony, nic z tych rzeczy. Ma dziewczynę i nie jest nią Kawusiowa, he he :). Ale i tak jest dla mnie Bożym błogosławieństwem. A ten post będzie właśnie o mocy błogosławieństwa.

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze aparaty były na klisze, próbowałam robić pierwsze zdjęcia. Wygłupialiśmy się z kuzynostwem, robiliśmy dziwne miny, wytykaliśmy języki i takie tam - jak to dzieciaki. Dostałam za to "marnowanie pieniędzy" takie pater noster, że odechciało mi się robić cokolwiek. Coś tam próbowałam, ale z tyłu głowy miałam, że nie umiem robić zdjęć, że robię złe zdjęcia... ostatecznie tak się zablokowałam, że przez dwadzieścia parę lat nie sięgnęłam po aparat. 

Tymczasem w posłudze na stronie (i na tej naszej, i na fp mojej wspólnoty) trzeba było czasem robić zdjęcia. Stanęłam okoniem. Powiedziałam, że ja zdjęć nie robię, a aparatem to już w ogóle! Nie umiem i koniec. Nie tłumaczyłam koledze, dlaczego, bo głupio mi było mówić, że trzyma mnie jakaś blokada z dzieciństwa. 

A ten łaził cały rok i... tłumaczył, jak się robi filmiki, zachęcał, żeby przodem do ludzi (bo łatwiej mi było robić ludziskom plecy, wiadomo, nie patrzą na mnie, ale to mało ciekawe :)), przysyłał jakieś linki do kursów fotografii dla początkujących i przede wszystkim gadał - żebym nie mówiła, że nie umiem, jak jeszcze nie zaczęłam się uczyć, i że będę robić dobre zdjęcia. Powoli się otwierałam, ale z zastrzeżeniem, że robię tylko na komórce. Nie oponował. Od czasu do czasu przypomniał zasady. 

Któregoś dnia po raz kolejny wyraził się pozytywnie o pracy, którą wykonywałam na stronie. Miało to taką moc, że stwierdziłam, że koniec z moim upieraniem się. To nie jest wolą Bożą. Nie po to Pan Bóg daje zadanie w Kościele do wykonania, żeby trzymać się starych ran. Zaczęłam się modlić o sprzęt i o to, żebym nauczyła się robić dobre zdjęcia. Zaczęłam też stawiać pierwsze kroki - nasza wspólnota prowadziła rekolekcje dla młodzieży, a ja aparat (pożyczony) w łapę i do roboty.

Teraz też mieliśmy rekolekcje, i to duże. Pierwszego dnia jeszcze się nie zebrałam. A drugiego dnia jeden z moich braci wspólnotowych widząc, jak nieśmiało wyciągam aparat, stwierdził, że pożyczy mi swój superobiektyw (który miał ze sobą, ale miał taką posługę, że za bardzo nie mógł fotografować), ustawił parametry tak, że musiało wyjść dobrze - no i do pracy. Nalatałam się po sali, napstrykałam (ludzie po trzech dniach modlitwy byli tak piękni, tak radośni, że nie było możliwe, żeby ktokolwiek źle wyszedł - ufff) i w dodatku miałam z tego frajdę.

Rekolekcje miały tytuł "Moc uwielbienia (Jerycho - burzenie twierdz warownych)". Jedna z tych twierdz właśnie padła. 

Bo z Tobą zdobywam wały,
mur przeskakuję dzięki mojemu Bogu.

Ps 18,30

2 komentarze: