Kiedy zastanawiałam się, co napisać o tej książce, przyszły mi na myśl słowa z Psalmu 1: "Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie" (Ps 1,3). Okazało się, że dzisiaj w liturgii czyta się akurat ten psalm, a prócz tego podobne słowa z Księgi Jeremiasza: "Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją! Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi" (Jr 17,7-8b). To skojarzenie wynika chyba z tego, że Dziennik uzdrowienia to nie tylko historia chorego dziecka, ale przede wszystkim opowieść o dojrzewaniu i odkrywaniu powołania.
Ojciec Benjamin publikuje fragmenty zapisków z dziennika, który zaczął pisać jeszcze jako dziecko, kiedy zaczął chorować na białaczkę. Pierwsze notatki są więc może trochę nieporadne, ale przejmujące... zwłaszcza kiedy dwunastolatek pisze "Mam wrażenie, że wymknąłem się śmierci i że każdy dzień jest darem niebios. Życie jest warte tego, aby je przeżyć".
W czasie pewnych rekolekcji, na które zabiera go mama (sam jako nastolatek nie jest szczególnie wierzący), w niezwykły sposób doświadcza bliskości Boga. "Miałem wrażenie, że stoję wobec zbiornika miłości, który wzbierał dla mnie aż do tego wieczora, a teraz przepełniony wylewał się na mnie". Zaczyna się jego droga uzdrowienia - nie tylko fizycznego (co nastąpi niedługo później), ale i wewnętrznego (np. z nieśmiałości, lęku przed wystąpieniami publicznymi, poczucia braku miłości). Zaczyna robić rzeczy, których sam by się po sobie nie spodziewał, wraz z przyjaciółmi zajmuje się ewangelizacją młodzieży, gra w zespole. Poza tym jako zapalony informatyk pracuje i studiuje jednocześnie. Gubiąc się i wracając z powrotem do Boga, autor rozpoznaje swoje powołanie. Co ważne, chce być nie tylko kapłanem, ale związać się z jakąś wspólnotą (ech... a tak wiele wspólnot nad Wisłą ma problem z tym, żeby jakiś kapłan chciał się nimi zająć). Choć ma świadomość, że w jego rodzinnym domu brakowało dobrej komunikacji, życie wspólnotowe odczytuje jako osobiste wezwanie. Wreszcie następuje dzień święceń - i tu kolejne niespodzianki...
Autor zwraca się szczególnie do osób, które cierpią z powodu choroby bliskich. Dzieląc się swoim doświadczeniem, chce dać im nową nadzieję. "Być może będzie to pocieszeniem dla rodzin, które płaczą, że ich dziecko jest chore na białaczkę. Niech nie będzie to rozdrapywaniem ran, ale opatrunkiem mającym zapobiec infekcji, jaką są zwątpienie, bunt i poddanie się. Życie, nawet pełne cierpienia, warto przeżyć. Bóg ofiarowuje każdemu życiu niewidzialne łaski, które ani nie są absurdalne, ani bezużyteczne".
Benjamin Boisson, Dziennik uzdrowienia. Od białaczki do kapłaństwa, Wydawnictwo św. Stanisława BM, Kraków 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz