Bracia z Bronksu to - lekko stylizowana na Kwiatki św. Franciszka - opowieść o Franciszkanach Odnowy, posługujących w miejscach, które stały się symbolem przemocy i ubóstwa (nie tylko materialnego). Szaleńcy Boży (Pan Bóg posługuje się wariatami), do końca ufający Bożej Opatrzności (jak choćby w sprawie zakupu domu dla ubogich... za dolara), sami niejednokrotnie mający za sobą bardzo trudną przeszłość (zob. np. opowieści braci Marcusa i Francisa), wychodzą do tych, którzy nie potrafili (nie chcieli?) odnaleźć się w społeczeństwie: bezdomnych, prostytutek, narkomanów, chorych psychicznie, trudnej młodzieży. I choć czasem zakonnicy mają wrażenie, że nie do końca potrafią kochać swoich ubogich, to jednak oni nazywają ich inaczej: to więcej niż bracia. Interpretując ikonę krzyża z kościoła św. Damiana - Chrystusa, wzywającego pod swój krzyż każdego, kto czuje się słaby, mały, poniżony - bracia pokazują, gdzie jest Źródło owego szaleństwa miłości.
Wszystkim wahającym się, tkwiącym w grzęzawiskach miasta Chrystus wydaje się mówić: "Nie bójcie się. Przyjdźcie do Mnie, jestem cichy i pokornego serca. Przyjdźcie, wy, ubodzy, maluczcy, wy wszyscy, którzy płaczecie. Ja wam dam odpoczynek i pocieszenie".
Tłum różnobarwny, pochwycony przez krzyż, skąpany w świetle chwały.
Stopniowo ta rzesza ludzi wchodzi we fresk miłości i współczucia. zastyga i sama staje się żywą ikoną na wieczność.
Z ran Zmartwychwstałego, z Jego stóp, z Jego dłoni, z Jego przebitego boku wypływają źródła wody żywej. Świetlista fala zalewa ulice, spływa wzdłuż fasad. Pod tym zdrojem błogosławieństwa miasto jaśnieje nowym blaskiem...
Luc Adrian, Bracia z Bronksu, Serafin, Kraków 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz