środa, 14 sierpnia 2013

Ewangelizator nie może wyglądać jak skwaszony ogórek


Miłość wymaga, by apostoł był pogodny i radosny: Nie może wyglądać jak skwaszony ogórek, musi przezwyciężać siebie, a w momentach ciężkich, gdy już nie możemy dać sobie rady ze sobą i jesteśmy specjalnie trudni dla ludzi, jest jeszcze wyjście: albo się pomodlić, albo iść się przespać. Ale ludziom lepiej w takich sytuacjach na oczy się nie pokazywać, by nie powiedzieli o nas: "A to jędza!". (kard. Stefan Wyszyński)
Stefek to genialna książka, stworzona chyba specjalnie po to, aby czytelnik nie wyglądał jak skwaszony ogórek. Piotr Kordyasz, zbierając wspomnienia o dzieciństwie kardynała Wyszyńskiego, nie przedstawił ich w klasyczny sposób, jako zbiór wypowiedzi różnych osób, ale stworzył z nich książkę dla dzieci. Mali czytelnicy będą więc mieli frajdę, czytając o przygodach Nastusi, Stefka, Stasi, Janeczki i Wacka (a były to maluchy żywiołowe, radosne i ciekawe świata). Poznają też przy okazji fragment biografii Sługi Bożego, dowiedzą się o historii Polski, o zwyczajach religijnych, o życiu na wsi u początku dwudziestego wieku. Mankamentem są miejscami trochę długie monologi, które autor wkłada w usta ojca rodziny, pana Stanisława Wyszyńskiego... ale młody mol książkowy powinien sobie z tym poradzić. 
Swego czasu czytałam dużo wypowiedzi Prymasa albo wspomnień o nim i zastanawiałam się, jaką on musiał mieć rodzinę, a szczególnie, jaki musiał być ojciec, skoro kardynał w tak wspaniały sposób potrafił... ojcować (zresztą przyjaciele mówili o nim "Ojciec"). Autor Stefka - spokrewniony ze śp. Marią Okońską, jedną z najbliższych współpracownic Prymasa - miał zapewne wiadomości o tym z pierwszej ręki. W jego opowieści więc widzimy dwójkę młodych ludzi (pamiętajmy, że kiedy Julianna Wyszyńska umierała, miała zaledwie 33 lata), którzy tworzą dom pełen miłości. Ta miłość stawia też wymagania - ale dzieci ufają rodzicom, bo czują się z nimi bezpiecznie. To ludzie odważni, którzy w czasach zaborów nie boją się przedstawiać dzieciom prawdziwej historii Polski (zresztą pan Stanisław zabiera ze sobą syna na tajemnicze wyprawy, podczas których naprawiają groby powstańców). Są także ofiarni, uczą dzieci troski o biednych, samotnych, szacunku do kobiet, do starszych - właściwie bardziej tym, co robią, niż słowami. Małżonkowie są wreszcie pobożni - zresztą w domu organisty jest to całkiem naturalne - i potrafią wytłumaczyć dzieciom prawdy wiary (sami zaś przekomarzają się ze sobą o to, która Matka Boża jest bardziej skuteczna - Ostrobramska czy Jasnogórska).
Poprawiłam sobie wczoraj humor tą książką, zwłaszcza że ostatnio miałam kontakt z ludzką przewrotnością i ręce mi opadły... ale przecież od czego są święci, jeśli nie od dodawania odwagi? Ojcze Wyszyński - Stefku - dziękuję!

Piotr Kordyasz, Stefek, Verbinum 2001.

2 komentarze:

  1. Muszę koniecznie zdobyć tę książkę. 9 lat temu nadałam mojemu gimnazjum imię Kardynała Wyszyńskiego i napisałam hymn szkoły.
    Gromadzimy w gimnazjalnej bibliotece wszelkie wydawnictwa, a ta zainteresuje z pewnością młodych! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, czyli ty też, prosząc o jego wstawiennictwo, mówisz "Ojcze Wyszyński"?
      To jeden z moich ukochanych świętych (chociaż cały czas Sługa Boży - ale wierzę, że doczekamy się wyniesienia na ołtarze).

      Usuń