To jeszcze jedna z historii o mojej babci (będzie zresztą pasować do lektury, którą muszę wkrótce opisać... a nawet dwóch... najgorsze to odkładanie :))
Babcia, która słynęła z powiedzonka o podwójnej ochronie, mieszkała w domku na wsi. Pewnego razu, gdzieś w środku tygodnia, zachciało jej się wyjść na mszę. Do kościoła miała jakieś dwa kilometry, w dodatku coś się w domu zepsuło przed wyjściem, ale machnęła już ręką i poszła, zostawiając klucze w stałym miejscu i kartkę "Poszłam na lofry". W tym czasie mój wujek postanowił do niej zajrzeć, a że były to czasy, gdy nikt nie miał komórek, a telefony stacjonarne też były rzadkością, więc nie dzwonił, czy jest, tylko po prostu przyjechał. Otworzył dom, trochę się pokręcił, naprawił, co trzeba było... a wtedy babcia wróciła.
Mt 6,33-34
Ciekawa historia...
OdpowiedzUsuńTakiej Babci to tylko zsyłać cuda :-)
OdpowiedzUsuńoj, tak... :)
Usuń