Świadectwo Ani Golędzinowskiej, byłej aktorki i modelki, słyszało już chyba wiele osób - czy to podczas "Nocy świadectw" w warszawskiej parafii św. Michała Archanioła, czy też dzięki filmom rozsyłanym w sieci. Co ciekawe, w siwym swetrze i spiętych włosach autorka wygląda o wiele lepiej niż na pozowanym zdjęciu na okładce książki. Widać to w spojrzeniu; zresztą, jak sama mówi, poprzez życie blisko Boga, wypełnione modlitwą i pracą, odzyskała radość i pokój. Można by sparafrazować werset z piosenki Stachury: "Z Nim będziesz szczęśliwsza...".
Sama historia Ani jest wstrząsająca. Najpierw wzrastanie w rodzinie, w której rodzice nie potrafili okazać miłości, potem ulica, pierwsze próby kradzieży, narkotyki, wreszcie wyjazd do Włoch, który okazuje się pułapką - jako nastolatka trafia do agencji towarzyskiej. Po jakimś czasie udaje jej się zbiec, rozpoczyna karierę modelki i aktorki. Szukając rozpaczliwie miłości, gubi się w uzależniających związkach.
Dzięki przyjacielowi, który nie wstydzi się swojej wiary, bohaterka zaczyna stawiać sobie pytania o sens życia. Paolo uczy ją podstaw wiary, sprowadza księdza, u którego po raz pierwszy od lat będzie się mogła wyspowiadać, wreszcie zachęca do wyjazdu do Medjugorie. Tam Ania otrzymuje łaskę wybaczenia wszystkim, którzy ją skrzywdzili (a ma komu...). A po roku podejmuje szaloną decyzję - zostawienia kariery i zamieszkania we wspólnocie modlitewnej.
Na pewno pisanie książki pomogło autorce uporządkować wiele spraw, ale wolałabym, żeby ją napisała, schowała do szuflady, po czym wyciągnęła (po kilku latach życia, wypełnionego modlitwą i pracą) i... przeredagowała. Mimo dystansu czasowego świadectwo nie straciłoby na wartości. Osoby świeżo nawrócone w swoich wypowiedziach często bardziej koncentrują się na sytuacji grzechu niż na tym, co zrobił Pan Bóg. Szczegółowe opisy relacji, w których Ania się męczyła, były już dla mnie nużące. Książka po raz pierwszy była wydana we Włoszech i zapewne tamtejszy wydawca doradził autorce, aby było dużo mocnych scen (to właśnie za jego radą na pierwszych stronach zamieszczona jest scena gwałtu) - ale jest ich zdecydowanie za dużo. Właśnie przez to trudno polecać książkę nastolatkom, to raczej pozycja dla dojrzałego czytelnika.
Pozostaje życzyć Ani wytrwania w dobrym.
Sama historia Ani jest wstrząsająca. Najpierw wzrastanie w rodzinie, w której rodzice nie potrafili okazać miłości, potem ulica, pierwsze próby kradzieży, narkotyki, wreszcie wyjazd do Włoch, który okazuje się pułapką - jako nastolatka trafia do agencji towarzyskiej. Po jakimś czasie udaje jej się zbiec, rozpoczyna karierę modelki i aktorki. Szukając rozpaczliwie miłości, gubi się w uzależniających związkach.
Dzięki przyjacielowi, który nie wstydzi się swojej wiary, bohaterka zaczyna stawiać sobie pytania o sens życia. Paolo uczy ją podstaw wiary, sprowadza księdza, u którego po raz pierwszy od lat będzie się mogła wyspowiadać, wreszcie zachęca do wyjazdu do Medjugorie. Tam Ania otrzymuje łaskę wybaczenia wszystkim, którzy ją skrzywdzili (a ma komu...). A po roku podejmuje szaloną decyzję - zostawienia kariery i zamieszkania we wspólnocie modlitewnej.
Na pewno pisanie książki pomogło autorce uporządkować wiele spraw, ale wolałabym, żeby ją napisała, schowała do szuflady, po czym wyciągnęła (po kilku latach życia, wypełnionego modlitwą i pracą) i... przeredagowała. Mimo dystansu czasowego świadectwo nie straciłoby na wartości. Osoby świeżo nawrócone w swoich wypowiedziach często bardziej koncentrują się na sytuacji grzechu niż na tym, co zrobił Pan Bóg. Szczegółowe opisy relacji, w których Ania się męczyła, były już dla mnie nużące. Książka po raz pierwszy była wydana we Włoszech i zapewne tamtejszy wydawca doradził autorce, aby było dużo mocnych scen (to właśnie za jego radą na pierwszych stronach zamieszczona jest scena gwałtu) - ale jest ich zdecydowanie za dużo. Właśnie przez to trudno polecać książkę nastolatkom, to raczej pozycja dla dojrzałego czytelnika.
Pozostaje życzyć Ani wytrwania w dobrym.
Ania Golędzinowska, Ocalona z piekła. Wyznania byłej modelki, Edycja św. Pawła, Częstochowa 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz