Jako wspólnotowa ciocia co jakiś czas opiekuję się dziećmi, a że Pan Bóg wspólnocie w dzieciach pobłogosławił (dzisiaj właśnie przyjaciele podzielili się radością, że oczekują Trzeciuszka), to i jest się kim zajmować. Kiedy do nich idę, proszę Pana Jezusa, żeby sam się nimi zaopiekował. Zapraszam do tego jeszcze aniołów stróżów, a czasem świętych. Tak więc wczoraj pewien łobuziak był po prostu rozkosznie słodki (nie to, żeby nie dokazywał... ciocię aż kręgosłup bolał, ale co tam :)). A dzisiaj w drodze zaczęłam się zastanawiać, kto właściwie jest patronką dziewczynki, do której idę (bo jej braciszek ma nawet kilku patronów). Ponieważ nie byłam pewna, a imię Zelia brzmiało dość podobnie, więc poprosiłam mamę Małej Tereski o wstawiennictwo. Skoro ją, to i męża. A potem wszystkie panny Martin.
Bawimy się tedy z maluchami, nagle patrzę, a dzieci przeglądają książeczkę z wierszykami po... francusku! Gdybym w tym domu spotkała książkę po angielsku, litewsku czy ukraińsku, wcale bym się nie zdziwiła. Ale francuski? Ani chyba panny Martin chciały zapewnić, że się gorąco modlą!
Pozdrawiają was wszyscy święci! (2 Kor 13,12)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz