wtorek, 6 września 2016

We właściwym czasie

Na rekolekcjach przed nadmorską nastąpiło cudowne rozmnożenie ewangelizatorów: z 32 zgłoszonych osób zrobiło się 51. Razem wyruszyło nas: jeden ksiądz, 11 kleryków, dwa małżeństwa, jedna postulantka i... gromada świeckich. Jak stwierdziła jedna z naszych najmłodszych, osiemnastoletnia Zosia: "Jestem w szoku, że tu jest tak dużo starych osób, takich po trzydziestce" (stare osoby po trzydziestce miały z tego niezłą polewkę, zwłaszcza, że po niektórych w ogóle nie było widać starczego wieku). Trzydzieści osób, które nie założyły rodziny (nie mówię tu o Zosi i jej młodszym o rok koledze) - ale w Kościele zawsze jest dla nich zadanie, zawsze jest miejsce. Zaproszeni do ewangelizacji, do służby - już teraz, bez względu na to, jaki stan obiorą w przyszłości.
Życie św. Rafała Kalinowskiego, zwanego w domu Józiakiem, było niezwykle płodne jeszcze zanim mógł spełnić swoje marzenie o byciu kapłanem - a mógł nim zostać dopiero w wieku 46 lat. Nawrócił się jako młody mężczyzna, a jego coraz większe pragnienie służby Bogu Pan wykorzystywał tam, gdzie był: podczas powstania styczniowego, na zesłaniu, jako wychowawcy. Co ciekawe, Józiak wraz z bratem Wiktorem dzieciństwo spędził w zakładzie wychowawczym, co prawda kierowanym przez rodzonego ojca, ale... Tymczasem na jego drodze są stawiani opuszczeni, zaniedbani chłopcy (albo nadmiernie zaopiekowani, jak August Czartoryski... jednak Kalinowskiemu udaje się wyprowadzić go ku dojrzałości, a właściwie ku świętości - August jest błogosławionym Kościoła katolickiego), których traktuje bardzo indywidualnie, odnajduje w nich dobro, prowadzi ku szukaniu tego, co dobre, odkrywaniu ich talentów, powołania. Czasem działa przez listy (a do licznej rodziny pisze bardzo serdeczne listy, nawet na katordze przejmując się bardziej tym, co przeżywają, niż swoją tragiczną dolą) - jak na swoją bratową, luterankę, która po latach stanie się zagorzałą katoliczką i jego pokrewną duszą. Niektórym wystarcza jego przykład (jak bardzo katorżnikom był potrzebny ten więzień słaby fizycznie, ale pełen pokoju wewnętrznego...) - ostatecznie najmłodszy brat, Juraś, rozrabiaka jakich mało, zdecyduje się zostać salezjaninem.
Jego kapłaństwo zostaje wymodlone przez karmelitanki - to nie przypadek. Pan wybrał go na odnowiciela polskiego Karmelu (jak wiemy, w czasach zaborów zakony przeżywały burzliwe dzieje). Zatopiony w Bogu, męczennik konfesjonału, pociągał do świętości nie tylko dusze zakonne, ale przede wszystkim świeckich - gdzie tylko się pojawił, rozkwitało życie sakramentalne. Urodzony ścisłowiec, w karmelu zajmował się także pracą wydawniczą - w końcu Pan Bóg nie skąpi talentów, a dary pomnażają się, gdy się nimi służy...
Jak widać, św. Rafał to nietuzinkowa postać, a jednak miałam trudność w przeczytaniu powieści o nim. Trochę ze względu na styl (pierwsze wydanie powieści miało miejsce w latach 80., być może wtedy lekko pompatyczny sposób pisania o świętych jeszcze tak nie raził), trochę ze względu na zbyt dużą liczbę nazwisk, miejscowości, faktów historycznych (autor jest karmelitą i ma ogromną wiedzę o swoim świętym współbracie, ale czytelnik zaczyna się gubić). Nawet kleryk z nadmorskiej, jak zobaczył tę książkę, złapał się za głowę :). Czekam tedy na coś o św. Rafale w pigułce, takiego, żeby wielu chciało się z nim zaprzyjaźnić - bo warto.

o. Sykstus Adamczyk OCD, Niespokojne serce, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz