- ... no to pomogłam im myć te gary, bo co może robić kobieta w Kościele? - wyrzuca z siebie.
- Wiesz, ja miałam tyle do roboty, że aż się wypaliłam. Pracuję w Kościele, ale w innym miejscu, lżej - odpowiadam.
- Ale co, sprzątałaś, gotowałaś...
- Nie, nie - i opowiadam jej o swoich różnych pracowych przygodach.
Nie mówię jej tylko - choć może szkoda - że robiąc bardzo dużo "dla Boga", odzwyczaiłam się od rozmów z Nim. Słuchania Go.
A przecież nie o to chodzi. Inna dziewczyna potwierdza:
- A ja byłam dwa lata we wspólnocie, i śpiewałam w chórze, i robiłam z dzieciakami pantomimy... a potem stwierdziłam, że wyrobiłam już limit.
Limit bycia w Kościele.
Kobieta w Kościele może naprawdę bardzo dużo. Szczególnie samotna. Jest tyle wartościowych inicjatyw, spotkań, akcji. Mamy tyle talentów, potrafimy śpiewać, pisać, fotografować, organizować, słuchać, omadlać. Tak, sprzątać, układać kwiaty i gotować też.
Ale jeśli nie nauczę się na nowo być z Nim?...
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący...
1 Kor 13,1
to mój stary dylemat. i bolesny. Jakoś dziwnie praca w Kościele niszczy relację z Nim�� A ja wolę porzucić pracę niż Jego. Rut
OdpowiedzUsuńJedyna pociecha, że On nas szuka i jakby coś to wyprowadza na pustynię, by mówić do serca...
Usuń