Niektórzy znają moją miłość do męczenników...
Kiedy zaczynałam robić zdjęcia na dużych wydarzeniach, bardzo się stresowałam. Pierwszy był koncert muzyki poważnej. Pojechałam, po drodze zapraszając księży męczenników z Dachau do obstawy modlitewnej (im więcej się modli, tym lepiej ;)). Wchodzę do kościoła, a tam słuchaczy nie za wielu. "A te puste ławki to dla księży z Dachau?"
Ostatnio po raz pierwszy robiłam zdjęcia na ślubie i weselu. Nie znałam tego kościoła, więc poprosiłam przedwojennego proboszcza-męczennika o modlitwę. I poczułam się, jakbym tam była u siebie. Zresztą słyszałam trochę o tej wsi, o tym, jacy dobrzy ludzie tam mieszkają. Ksiądz sprawujący mszę, znający młodych od niepamiętnych czasów: "Czuję się, jakbym córkę za mąż wydawał". Potem wesele w wiejskiej remizie, na które podrzuca mnie znajoma, jadąca w zupełnie inną stronę. Nie schodziliśmy z parkietu. Wcinałam winogrona z ogródka młodego, lekko kwaskowe - smak dzieciństwa - i nie pytajcie, ile zdjęć natrzaskałam.
Dzielę się w pracy wstawiennictwem księdza męczennika, a potem proszę o westchnięcie o zamówienia. Mogą być korekty, rękodzieła, zdjęcia... w każdym razie coś by mi się bardzo przydało. "Księdza Pronobisa poproś!". "A, racja! Poproszę!"
Tak więc, księże Janku - czekam :)
Ps 16,3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz