sobota, 24 listopada 2012

Typ spod ciemnej gwiazdy

Co pewien czas dowiaduję się, że jakieś dziewczę zakochało się w przystojnym, inteligentnym i kochającym góry Włochu, którego jedyną wadą jest to, że lubi palić fajkę. Po chwili okazuje się, że chodzi o bł. Pier Giorgia Frassatiego.
Błogosławiony Pier Giorgio umiera w wieku 24 lat, zarażony chorobą Heinego-Medina przez jednego z ubogich, którymi się zajmował. Szaleniec Boży, potrafiący namówić do różańca cały przedział młodych ludzi, jadących pociągiem w Alpy, założyciel Towarzystwa Ciemnych Typów (zadaniem jego członków - "drabów" i "drabinek" - oprócz łazikowania po górach miał być apostolat i adoracja Najświętszego Sakramentu), niepoprawny gaduła, deklamator i śpiewak (jakkolwiek deklamowanie Dantego jakoś nawet mu szło, to śpiew, cóż... ale Pier Giorgio twierdził, że najważniejsze jest to, że w ogóle się śpiewa). To jednocześnie człowiek o niezwykle wrażliwym sercu na ludzką biedę, ofiarnie niosący pomoc (wsparcie materialne, pomoc w znalezieniu pracy, rozmowę, a przede wszystkim czas i uwagę) - świadectwem tego będą tłumy ubogich i chorych, obecne na jego pogrzebie. Jeden z jego przyjaciół stwierdził, że niemalże uczestniczył w życiu rodzin, którymi się opiekował.
Ci, którzy znali go tylko powierzchownie, mogli myśleć, że był dzieckiem szczęścia - młody, wysportowany, z bogatej rodziny. Tylko siostra Luciana znała rodzinną sytuację - nieustanne kłótnie między rodzicami albo wymowne milczenie, groźby rozwodu, dziwaczne zakazy wobec dzieci (które ostatecznie musiały bawić się same, bo z innymi rówieśnikami nie godziło się im spotykać), wreszcie zupełne niezrozumienie i nieustanne wyrzuty wobec syna (podczas pogrzebu ojciec wyzna, że tak naprawdę nie znał własnego dziecka). Książka "Człowiek ośmiu błogosławieństw" to nie tylko opowieść o jej błogosławionym bracie (druga połowa pozycji to liczne świadectwa osób, które się z tym Bożym szaleńcem zetknęły), ale także smutna opowieść o ich rodzinie - smutna tym bardziej, że między wierszami widać, jak Lucianie nawet po wielu latach trudno jest przebaczyć... Tymczasem Pier Giorgio pisał kiedyś w liście do przyjaciela: Z pewnością wiara to jedyna kotwica, która może nas ocalić, jej trzeba się uchwycić całą mocą. Bez niej czymże by było całe nasze życie? Niczym, a raczej niepotrzebną udręką, bo w świecie jest tylko cierpienie, a cierpienie bez wiary jest nie do zniesienia. Cierpienie zaś pokrzepione choćby małym płomykiem wiary staje się czymś pięknym, gdyż zaprawia ducha do walki. Inna rzecz, że to wszystko nie jest takie łatwe...

Luciana Frassati, Pier Giorgio Frassati, Człowiek ośmiu błogosławieństw, WAM, Kraków 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz