Czyta się jak dobrą XIX-wieczną powieść w listach. Tylko że to nie powieść, ale rzeczywistość. Dwójka zakochanych, Bożych szaleńców i ich codzienność. Praca, historie z życia dzieci, przyjaźń. Troska o brata i o wychowanie córek. Walka o zaufanie Bogu pomimo własnej choroby i śmierci dzieci. Świętość mimochodem. "Chciałabym być świętą, tylko nie wiem, od której strony się do tego zabrać" - pisze Zelia do brata. Pewnie dlatego zaczyna od małych rzeczy, np. czekając na męża, porządkuje jego warsztat ("nie będziesz mógł powiedzieć, ze tylko kurze przesunęłam z miejsca na miejsce"). I dodaje w liście: "Jestem dziś tak szczęśliwa, że cię wkrótce zobaczę, iż nie mogę pracować". A o swoim powołaniu mówi krótko: "Kocham dzieci do szaleństwa. Urodziłam się po to, by je mieć".
Co prawda siostry Martin zniszczyły większość oryginalnych listów... jednak z tego, co zostało, udało się odtworzyć sylwetki świętych z krwi i kości, energicznych, troskliwych, posiadających poczucie humoru. I obraz niezwykle ciepłej, zgranej rodziny, którą stworzyła dwójka ludzi, pragnących całym sercem dochować wierności Bogu.
Zelia i Ludwik Martin, Korespondencja rodzinna 1863-1885, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2007.
własnie czytam - cudna!
OdpowiedzUsuńo, tak!
Usuń