czwartek, 31 marca 2016

Mnich od wszystkich flisaków


Znajomi weszli dzisiaj w internecie w dyskusję na temat tańców liturgicznych podczas Wigilii Paschalnej. Burzliwą i chyba niepotrzebną (jeśli proboszcz miejsca się zgodził, to co nam do tego?). Nie chciałam się w nią angażować. Przypomniał mi się o. Józef Kozłowski, który mówił, żeby szukać tego, co dobre, bo na to, co złe, szkoda czasu. Tylu ludzi nie zna Jezusa, a my dzielimy włos na czworo?

A wieczorem kolega przypomniał mi postać bł. Jana z Łobdowa. To taki trochę zapomniany święty, franciszkanin z XIII wieku, posługujący m.in. w Toruniu. Podobnie jak św. Antoni z Padwy tulił w ramionach Dzieciątko Jezus. Jednak w czasach reformacji, kiedy walczono z kultem świętych, zapomniano o Łobdowczyku, a jego grób w Chełmnie zasypano. Nie na długo, co więcej, do wznowienia jego kultu przyczynili się sami protestanci. Toruń był miastem wodniaków, barki spływały Wisłą do samego Gdańska. Pewnej nocy, podczas nawałnicy, luteranom walczącym z żywiołem ukazała się postać zakonnika z pochodnią. Doprowadził ich szczęśliwie do portu, zachęcając, aby nawiedzili jego grób. Tak też uczynili. Mówiono potem, że niejednemu flisakowi ratował życie w podobnych tarapatach - nie pytając o wyznanie...

Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.
J 13,35

1 komentarz: